Czy wiesz, że?

Atlas Przejść i Powrotów


Atlas Przejść i Powrotów
Deszcz stukał w szyby Miejskiej Biblioteki nr 12 tak gęsto, że neon z naprzeciwka rozpływał się w rozmazanych różowych plamach. Pachniało mokrymi płaszczami, kurzem i herbatą, którą pani Weronika zawsze trzymała w kubku z pękniętym uchem. Lena i Olek, ostatni uczestnicy Koła Czytelników, rozsiedli się przy stoliku pod oknem. Zazwyczaj o tej porze w bibliotece było cicho, ale dziś nad miastem wisiała burza, a świetlówki mrugały, jakby ktoś bawił się w chowanego ze światłem. – Zamykamy za pół godziny – przypomniała pani Weronika, poprawiając okulary na łańcuszku. – Jeżeli chcecie skończyć ten rebus, to teraz albo dopiero w poniedziałek. – Teraz – powiedziała Lena bez wahania. Miała jedenaście lat i kieszenie pełne dziwnych przedmiotów: kawałek błyszczącej miki, zaginaną w harmonijkę mapę miasta, spinacz wygięty w kształt gwiazdy. – To nie jest zwykły rebus. Spójrz na te znaki. Zsunęła ku bratu kartkę z rysunkiem czterech strzałek i czegoś, co wyglądało jak dziwny alfabet. Olek, dwanaście lat i latarka kieszonkowa zawsze w plecaku, zadarł głowę. – Wygląda jak róża wiatrów, tylko… litery są odbite jak w lustrze. Pani Weronika uśmiechnęła się i wskazała na górną półkę w czytelni, tam gdzie biblia bibliotekarska brzmiała: „Nie dotykać bez pytania”. – Skoro już polujecie na dziwne litery, mam coś, co do was pasuje. Wczoraj ktoś to przyniósł. Nie ma karty katalogowej. Zsunęła z półki tom w skórzanej oprawie, ciężki, z narożnikami okutymi metalem jak stary kufer. Na grzbiecie wytłoczone było złote słowo: Atlas Przejść i Powrotów. Lena poczuła, jak po skórze przelatują jej dreszcze. Tytułu nie było w żadnym spisie szkolnym. Olek położył dłoń na okładce i odskoczył. – Zimny – mruknął. – Jak klamka zimą, kiedy zapomnisz rękawic. – To książka, a nie klamka – parsknęła Lena, ale też poczuła ten chłód, przenikliwy jak wiatr wiejący spod drzwi. Rozwarła okładkę. Pierwsza strona była pusta. Druga też. Dopiero na trzeciej cienkie, niemal niewidoczne kreski zaczynały układać się w coś, co mogło być mapą. Zamiast kontynentów – plamy światła, jak rozsypany cukier. – Dlaczego nic tu nie ma? – Olek pochylił się, a jego oddech zaparował nad papierem. I wtedy na chropowatej stronie pojawiły się słowa, jakby ktoś pisał ołówkiem od spodu. „Dla tych, którzy potrafią czytać ciszę.” Lena wstrzymała oddech. – Czytać ciszę. Pani Weroniko… – Muszę zejść do magazynu po świeczki – przerwała bibliotekarka, wskazując na światło, które znowu zamigotało. – Jeśli zgasną nam lampy, będziemy siedzieć po ciemku. Nie ruszajcie regałów z zamkami, dobrze? – Dobrze – powiedzieli jednocześnie. I przez minutę dotrzymali słowa. Kiedy kroki pani Weroniki ucichły na schodach do piwnicy, Lena pochyliła się znowu nad Atlasem i dmuchnęła delikatnie na mapę. Litery wykiełkowały na papierze jak rośliny po deszczu: „Między wiatrem a wodą, regał B-3. Pociągnij za kotwicę.” – Widziałeś? – syknęła. – To nie zwykła książka. – Nie pociągniemy za nic, co nie jest w instrukcji ewakuacji – odparł Olek, ale już się rozglądał. Wskazówka była zbyt konkretna, by ją zignorować. Regał B-3 stał w dziale „Podróże i geografia”. Na jego końcu ktoś, dawno temu, przytwierdził mosiężną ozdobę w kształcie maleńkiej kotwicy. Zwykle nikt nie zwracał na nią uwagi. Dzisiaj błyszczała tak, jakby ktoś ją wypolerował. – Tylko lekko – wyszeptała Lena, chwytając za zimny metal. Szarpnęła. Najpierw nic się nie stało, a potem regał zadrżał i wysunął się o szerokość dłoni, jakby odklejał się od ściany. Z cichego szczeliny powiał chłód pachnący solą i czymś słodkim, jak dżem ze śliwek, który babcia gotowała w sierpniu. – Halo? – Olek wsunął latarkę w szparę. Promień światła zniknął, jakby wpadł do studni. – To nie ściana. Lena poczuła, że serce bije jej nieco szybciej. Na grzbiecie Atlasu, który trzymała pod pachą, pojawił się kolejny rządek drobnych liter: „Imię wiatru otwiera to, co nie ma zawiasów.” – Imię wiatru… – powtórzyła. – Znasz jakieś? Halny? Bryza? Zefir? – Halny to z gór, bryza znad morza, a zefir był w wierszu – mruknął Olek. – Ale to przecież tylko słowa. – Słowa są kluczami – powiedziała Lena, pamiętając ulubione zdanie pani Weroniki. Nachyliła się do szczeliny i szepnęła: – Zefir. Coś kliknęło. Regał odsunął się szerzej, ukazując wąskie, metalowe drzwi, których wcześniej nie mogło tam być. Nie miały zawiasów. Zamiast tego, w miejscu klamki znajdował się rysunek wiatru: wiry, kreseczki, drobne kropki jak uniesiony piasek. Przez iluzoryczne okienko widać było niebo – ale nie to nad miastem. Było ciemne i miało dwa księżyce, jeden cienki jak paznokieć, drugi wygryziony, jakby ktoś ugryzł ciasteczko. Olek połknął ślinę. – To jest zły pomysł. – Nie wiemy jeszcze, czy zły, czy dobry – odparła Lena. – Natomiast jest to jedyny pomysł, jaki mamy. Drzwi ustąpiły bezszelestnie, jakby nic nie ważyły, i otworzyły się na korytarz, którego nie dało się zmieścić w ścianie żadnego budynku. Przed nimi rozciągał się pomost z heksagonalnych płyt, białych jak skorupki jajek, zawieszony nad wodą, która wyglądała bardziej jak niebo. Wszystko wokół skrzyło się drobnym pyłem światła, jakby ktoś rozsypał brokat po ciemnej tafli. Z oddali dochodził szum: nie morza, nie ulicy, raczej dźwięk przewracanych stron. – Pani Weronika… – zaczął Olek, odwracając się, ale kiedy spojrzał za siebie, regał nadal stał na swoim miejscu, choć teraz był to tylko ciemny prostokąt. Po drugiej stronie, tam gdzie powinna być czytelnia, migotało coś, co przypominało odbicie. Widać było wnętrze biblioteki, ale za oknami sypał śnieg. Śnieg, we wrześniu. – Nie odwracaj się – powiedziała Lena, chociaż sama miała ochotę złapać brata za rękę. – Idziemy kawałek. Jak będzie źle, wracamy. – A jak drzwi się zamkną? – zapytał Olek. – To będziemy je otwierać. Znamy imię wiatru. Zrobili pierwszy krok. Heksagonalna płyta pod stopą Leny rozbłysła delikatnym światłem, a tuż obok, na kartce Atasu, którą trzymała, pojawiła się drobna kropka. Kropka ruszyła naprzód, dokładnie w rytm ich kroków. Po obu stronach pomostu, w pewnych odległościach, sterczały słupy z tabliczkami, które obracały się bez wiatru, klikając cicho. Lena zatrzymała się przy pierwszej. Były tam nazwy, zapisane pismem, które wyrosło z mapy jak pędy: „Gniazda Chmur”, „Pamiętające Kamienie”, „Miasteczko Dwóch Cieni”, „Ogród, który nie śpi”. Strzałki drżały, jakby nie mogły zdecydować, w którą stronę wskazywać. – To jest… – Olek urwał i tylko pokręcił głową. – Jeśli to jest żart, to najlepszy, jaki kiedykolwiek ktoś nam zrobił. Szli dalej, stawiając kroki ostrożnie, chociaż płyty zdawały się solidne. Pod nimi ciemna woda – albo niebo – poruszała się niespiesznie, a w jej głębi widać było coś, co migotało znakami jak świetliki układające litery. Nie dało się ich odczytać, bo zmieniały się, zanim oko zdążyło je objąć. – Słyszysz to? – Lena przyłożyła dłoń do ucha. Szum przewracanych stron narastał, dołączały do niego inne dźwięki: szept, jakby ktoś uczył się na pamięć wiersza; zgrzyt hamującego tramwaju; plusk wody z kranu; tupot nóg na korytarzu szkolnym. Wszystko naraz, ale dziwnie harmonijne. Na końcu pomostu rozciągał się okrągły placyk. Jego środkiem była płytka niecka z wodą tak gładką, że odbijała nie ich, lecz coś innego: wnętrze biblioteki, lecz z innymi regałami, inną lampą, inną panią Weroniką, która miała zielone włosy spięte w wysoki kok. Ktoś – może oni? – przechodził tam z książką pod pachą, ale poruszał się jak w zwolnionym filmie. – To lustro, ale nie takie jak zwykłe – szepnął Olek. – To… – To drogowskaz – dokończyła Lena. – Albo okno. Pochyliła się i musnęła palcami wodę. Fale rozeszły się koncentrycznie, bez kropli, jakby dotknęła szkła. W tej samej chwili, z drugiej strony placyku, zapaliło się światło. Ciepłe, bursztynowe, jak z lampy naftowej. Raz, drugi, trzeci, jak gdyby ktoś szedł z latarnią i potrząsał nią tak, że światło falowało. Nad placykiem zawisł niewidzialny dzwon. Zagrzmiał cicho, potem nieco głośniej, jak zegar, który właśnie sobie przypomniał, że ma coś do ogłoszenia. Na brzegu niecki, obok ich stóp, wyrysowane cienkim pismem słowa rozjarzyły się delikatnie: „Pasażerowie, przygotujcie odpowiedź.” – Jaką odpowiedź? – spytał Olek, retorycznie, bo wokół nie było nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć. – Może to hasło – powiedziała Lena. – Albo pytanie, na które nie ma tylko jednego rozwiązania. Kroki, jeśli to były kroki, zbliżały się. Za światłem latarni kształt zaczął nabierać wyrazistości. Najpierw cień kapelusza o szerokim rondzie. Potem fragment płaszcza, który zdawał się utkany z map, z tysiącem drobnych kresek i linii. Kolor nieba przesączał się przez jego brzegi. Latarnia naprawdę nie była latarnią. Wyglądała jak księżyc zawieszony w metalowej obręczy, przysypany pyłem. – Czy my… – zaczął Olek, ale głos uwiązł mu w gardle. Z drugiej strony pomostu, tej, którą przeszli, coś zadrżało. Strzałki na tabliczkach przestały się kręcić i wszystkie naraz wskazały w jedną stronę: prosto przed siebie. Nautyczny zapach soli stał się intensywniejszy, a na kartach Atlasa kropka, która była ich, zatrzepotała jak ptak w dłoniach i nagle stanęła. Obok niej pojawił się znak, którego nie znali: spiralny, jak ślimak, i trzy kropki u dołu. Światło księżycowej latarni zgasło na sekundę i znów rozbłysło, tym razem tuż przy krawędzi placyku. Cień kapelusza zatrzymał się o krok od niecki, tak blisko, że Lena widziała, jak coś odbija się w wodzie: nie twarz, nie dłoń, tylko szkic dłoni – zarys palców narysowanych kreskami. – Pasażerowie – odezwał się głos, który brzmiał jak szum przewracanych stron, choć wymawiał słowa wyraźnie – podajcie słowo przejścia. Lena spojrzała na Olka. Olek na Lenę. Atlas drżał w jej rękach tak lekko, że mogłoby to być tchnienie wiatru. W głowie Leny pojawiło się tysiąc słów naraz: klucz, dom, powrót, gwiazda, zefir, prośba. Musiała wybrać jedno. Oddychała szybko, starając się usłyszeć własny głos wśród tylu dźwięków. – Słowo przejścia… – powtórzyła, a cień kapelusza pochylił się odrobinę, jakby czekał. – Może to…


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 12
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.