Czworo w Krainie Lustrzanych Drzew

Strych starej szkoły przy ulicy Klonowej był pełen kurzu, pajęczyn i rzeczy, które dawno zapomniano. Właśnie tam, pewnego popołudnia, spotkali się Sonia, Michał, Lena i Igor – czworo przyjaciół uwielbiających przygody.
Sonia jako pierwsza zauważyła stare, ogromne lustro opierające się o ścianę między zardzewiałym globusem a pudłem pełnym dziwnych instrumentów muzycznych. Miało złotą ramę, a powierzchnia była matowa i zamglona, jakby odbijała nie świat, tylko czyjeś sny.
– Ej, patrzcie na to! – zawołała Sonia, przesuwając dłonią po szkle. Nagle wydawało się, że jej palce znikają wewnątrz lustra. Chłopcy i Lena podbiegli bliżej, niedowierzając własnym oczom.
– To musi być jakiś stary trik, może drzwi? – Igor ostrożnie przesunął palec po tafli. I wtedy coś zaskrzypiało. Po chwili lustro rozbłysło błękitnym światłem, a w jego środku pojawił się wir burzliwych barw.
– Wchodzimy? – spytała szeptem Lena, trzymając Sonię za rękaw.
Nie czekając na odpowiedź, Michał wykonał pierwszy krok. Nagle zniknął. Zanim reszta zdążyła pomyśleć, zostali wciągnięci za nim. Przeniknęli przez szkło jak przez wodę, a świat wokół nich wirował, aż nagle...
Stali na skraju lasu. Ale to nie był zwykły las – drzewa miały srebrne liście, a ich pnie lśniły jak lustra. Wszystko odbijało się w nich tysiąckrotnie: każde drgnienie, każdy ruch przyjaciół. Gdy ruszyli przed siebie, zdali sobie sprawę, że ziemia pod ich stopami odbija ich twarze jak powierzchnia jeziora.
– To chyba nie nasza szkoła – zauważyła Lena, rozglądając się niepewnie.
Nagle z wnętrza lasu rozległ się dźwięk – cichy, jakby ktoś grał na szklanej harfie. Z drzew odbijały się świetliste smugi, które tańczyły w powietrzu, prowadząc ich niczym świetliki.
– Chyba ktoś na nas czeka – szepnął Igor.
Przyjaciele ruszyli za świetlistą ścieżką, a ich odbicia w lustrzanych drzewach zaczęły zachowywać się dziwnie – jeden z chłopców zauważył, że jego własne odbicie... mrugnęło do niego i poruszyło się w inną stronę niż on sam.
Zatrzymali się tuż przed wielkim, połyskującym drzewem na samym środku polany. W jego korze majaczyły kształty podobne do twarzy, a gałęzie uginały się, jakby zapraszały ich do środka...
Autor zakończenia: