Czy wiesz, że?

Drzwi w katalogu


Drzwi w katalogu
Deszcz stukał w wysokie okna Miejskiej Biblioteki nr 7 jak w bębny. Wąskie uliczki Brzezin pachniały mokrą cegłą, a w środku biblioteki pachniało kurzem, jabłkami z czytelnianego okna i czymś jeszcze – czymś jak elektryczność przed burzą. Lena zsunęła kaptur i otrzepała wodę z włosów. Miała jedenaście lat, nos po mamie i zbiór śmiesznych zakładek do książek, które robiła z biletów tramwajowych i liści. Maks, starszy o rok kuzyn, zdjął plecak i rozejrzał się po sali jak po planie gry. Umiał naprawić cokolwiek, co składa się z przycisków, sprężynek i śrubek. Żadne z nich nie miało planów na tak mokrą sobotę, więc kiedy pani od polskiego napisała, że biblioteka potrzebuje rąk do pomocy w porządkach, przyszli bez wahania. Przy biurku dla dorosłych siedział Pan Wiśniewski – bibliotekarz z wiecznie rozwiązaną sznurówką i swetrem w pepitkę. Miał uśmiech, który mówił, że rozumie żarty, a oczy, które mówiły, że widział w tej bibliotece wiele rzeczy, o których nikt nie pisze na afiszach. – No proszę, zuchy – przywitał ich. – Dzisiaj wielkie przenosiny. Katalog kartkowy z przybudówki do nowej szafy, a przy okazji… – tu spojrzał na zegar z wielką tarczą nad drzwiami – …podejmiemy próbę ujarzmienia tego staruszka. Spóźnia się o całe osiem minut. Zegar tykał jak ktoś, kto nie może się zdecydować, czy robić krok, czy się cofnąć. Sekundnik drżał, ale wskazówki jakby trzymało je za łokcie powietrze. – Czy my… – zaczął Maks – …mamy robić coś z zegarem? – Jeszcze nie. Najpierw katalog – odparł Pan Wiśniewski i skinął na nich, żeby poszli za nim przez ciężkie drzwi z napisem „Magazyn”. – To stara szafa z szufladami. Urodzony labirynt. Uważajcie, bo w tej przybudówce przeciągi lubią wycinać numery. Magazyn był długi i półmroczny, a światło lampy zawieszonej pod sufitem rysowało skórki cienia na grzbietach książek. W kącie zamruczał Kot Kleks – biblioteczny czarny jak atrament kot z białą plamką pod brodą. Przebiegł im pod nogami i wskoczył na blat wielkiej drewnianej szafy pełnej szufladek z mosiężnymi uchwytami i okienkami na etykiety. – To katalog kartkowy – powiedziała Lena z podziwem. – Prawdziwy. – Dokładnie tak, panno Leno – kiwnął głową bibliotekarz. – Dziś ludzie wolą klikać, ale ten katalog pamięta książki, których nie ma już nawet w spisie. Niektóre… – zawahał się na sekundę – …nie lubią wychodzić w PDF-ie. Maks uśmiechnął się krzywo, ale Lena poczuła, że słowa Pana Wiśniewskiego zaczepiają się gdzieś o jej wyobraźnię jak rzepy o sweter. – Przenosimy wszystko od „Geografia” do „Zwyczaje”. Jeśli traficie na coś, co nie pasuje, odkładacie na stosik „Niewyjaśnione”. A ja idę po nowe pudełka. Kleks, nie sabotuj! – rzucił, ale kot tylko zawinął ogonem, jakby powiedział: rządzę się. Zostali sami z szafą, której szufladki szeptały cicho przy każdym przesunięciu. Lena delikatnie wyjęła jedną, pachnącą starym kartonem i atramentem. Karteczki zapisane od linijki imionami autorów, tytułami, sygnaturami. Maks obracał w palcach jedną z mosiężnych ramek, sprawdzając, jak jest przymocowana. – Ej, zobacz – mruknęła Lena. – Tu jest coś dziwnego. Pod dolnym rzędem, w cieniu nad podłogą, była szufladka bez etykiety. Wsuwała się ciężej niż inne, jakby nie używano jej od lat. Lena i Maks spojrzeli po sobie. Kot Kleks zjeżył wąsy, ale nie protestował, kiedy Lena wsunęła palce pod uchwyt i pociągnęła. W środku leżały karty inne niż wszystkie. Grubsze, z bokami postrzępionymi jak po papierze czerpanym. Zamiast sygnatur miały na górze wypisane czerwonym tuszem słowa: „ZWROTY NIEMOŻLIWE”. – Czy to… – zaczął Maks. – Karty czytelników? – dokończyła Lena i uniosła pierwszą. – „Słownik snów podróżnych. Pożyczono: 1974. Termin: kiedy wrócą”. Kto to pożyczał? – odwróciła kartę. Zamiast nazwiska był rysunek strzałki i coś jak plan. Szufladka kryła ich kilkanaście. Na jednej rozlał się tusz w kształt róży wiatrów, na innej widniało nazwisko przekreślone i znów zapisane, tym razem jakimś obcym alfabetem. Lena sięgnęła po ostatnią i wtedy poczuła, jak serce robi w piersi dziwny obrót. Karta była czysta, tylko na samym środku widniała cienka szczelina jak otwór na klucz, a pod spodem nieduży, drobny dopisek: „Czytelnia Czasów Niekiedy”. Na odwrocie ktoś nakreślił krótką strzałkę i napisał: „Za atlasami nieba”. Kot Kleks zamruczał głośniej, jakby się zgadzał. Maks przybliżył twarz do karty, potem do szufladki. Lampka sufitowa zamigotała. – Za atlasami? – powtórzył. – Widziałem dziś regał z atlasami przy oknach. Chodź. Lena schowała kartę do kieszeni bluzy. Wyszli z magazynu w główną salę. Światło zrobiło się bardziej mleczne. Nad nimi zegar nadal czaił się przy minucie ósmej po pełnej. Przy oknach połyskiwał dział „Mapy i Atlasy”. Grzbiety książek wymalowane były konturami kontynentów i niebieskimi pasmami oceanów. „Atlasy nieba” stały wysoko, tuż przy witrażu z gwiazdą polarną. – Kto to układał tak wysoko? – burknął Maks i wspiął się na stołek z bibliotekarską miarką. – Podaj latarkę. Lena rozejrzała się. Pod stolikiem z katalogiem stała latarka, ciężka i zimna. Podała ją kuzynowi. Maks świecił po grzbietach atlasów, aż natrafił na szczelinę za książkami, której nie widać było z dołu. Pomiędzy ścianą a regałem musiało być więcej miejsca, niż sądzili. Maks podważył jeden z atlasów i przesunął go w bok. Zaskrzypiało, ale nie jak drewno. Bardziej jak metal ocierający się o metal. Cały regał drgnął, potem wysunął się dosłownie o szerokość dłoni. Za nim, w cieniu, coś zabłysło. – O rany – wydyszała Lena, wspinając się na stołek obok. – To pierścień. Za regałem w podłodze, w mozaice z ciemnego kamienia, wmurowany był okrąg z matowego metalu. Na jego obrzeżu wytłoczono drobne liczby i symbole kierunków. A w samym środku – cienka szczelina, dokładnie taka jak w karcie z szufladki. Kot Kleks wskoczył na stołek, potem na regał, zjechał pazurami i usiadł przy pierścieniu, jakby czekał. Lena poczuła, jak palce same odnajdują kartę w kieszeni. Wyjęła ją i przyjrzała się jeszcze raz. Na chwilę miała dziwne wrażenie, że litery „Czytelnia Czasów Niekiedy” zadrżały, jakby oddychały. – Myślisz… – zaczął Maks. – …że to pasuje – dokończyła Lena. – Myślę, że tak. Spojrzeli po sobie. Nikt im nie kazał. Nikt nie zakazał. A deszcz za oknami grał jak orkiestra, która właśnie zamierza zagrać najgłośniejszy akord. U góry zegar tykał, tykał i nie mógł przeskoczyć na dziewiątą minutę. – Jeśli to jakieś głupie urządzenie – mruknął Maks – to najwyżej nic się nie stanie. A jeśli nie jest głupie… – To może być najciekawsza sobota w życiu – odparła Lena i wsunęła kartę w szczelinę. Przez sekundę nie stało się nic. Potem powietrze zrobiło się cięższe, jak w tunelu, którym nadjeżdża pociąg. Pierścień zadrżał. Zegar nad drzwiami wydał z siebie pojedyncze, długie „tik”, a wszystkie kartki na biurkach uniosły się i opadły, jakby biblioteka westchnęła. Gdzieś w głębi ścian zadudniło, coś stuknęło, regały zapiszczały i przestawiły się o ułamek centymetra. Ze szczeliny w pierścieniu błyśnięcie światła przeszło na kamień, na regał, na ich twarze. Kot Kleks nastroszył ogon. Na brzegu pierścienia, tuż przy liczbie 12, zapaliła się maleńka kropka. – Może jednak to wyjmijmy – powiedział cicho Maks, ale nie brzmiał, jakby naprawdę chciał. Karta zaskoczyła głębiej, jakby sama znalazła drogę. Wtedy w sercu mozaiki pojawił się owal – najpierw tylko nierówna plama przezroczystości, potem coś jak tafla wody stojącej pionowo. Nie było w niej odbicia cegły, tylko niebo, na którym w południe paliły się gwiazdy. Powietrze pachniało ozonem, świeżością i czymś jak stara kreda do tablicy. – Słyszysz to? – szepnęła Lena. Z tamtej strony dobiegał odległy dźwięk: ciche stukanie jak od liczącej się machiny, gwizd, szum liści. A może to było coś do nas? Jakby ktoś po drugiej stronie wymówił słowo, którego nie znamy – i zrozumieli tylko, że oznacza: „Zapraszam”. Kot Kleks nie czekał. Z gracją czarnej kropli wskoczył w owal. Fala chłodu trysnęła im na twarze. Przez ułamek sekundy widzieli jeszcze koniuszek białej plamki pod brodą, potem koci ogon zniknął jak kreska tuszu wciągnięta do środka przez kapilary. – O nie. Kleks! – wyszeptała Lena, czując, jak serce wspina się jej do gardła. – Chyba nie zostawimy go tam – stwierdził Maks, ale w jego głosie drżało coś nowego: podekscytowanie. – Trzeba go przywołać. Albo… – Albo pójść po niego – powiedziała Lena, patrząc na taflę, która teraz od środka rozświetlała się delikatnymi pulsami, w rytm bardzo równego tykania. – Ale nie w pojedynkę. Zawsze razem. Oparli dłonie o chłodny metal pierścienia. Na górze zegar, jakby odcięty od reszty świata, przestał tykać i zawisł na ósmej minucie. Na brzegu okręgu rozżarzyły się kolejne kropki, jedna po drugiej, jak odliczanie. Przy trzeciej coś zaszurało w magazynie, jakby ktoś tam przechodził, chociaż nikogo nie było. – Dzieci? – dobiegł z tyłu głos Pana Wiśniewskiego. – Tylko dwie rzeczy: nie wchodzić, jeśli drzwi są płynne, i… – przerwał. – Właściwie, nieważne. Przepraszam! – A potem jego kroki przyspieszyły, ale zamiast się zbliżać, jakby rozpłynęły się w ciszy. – To chyba oznacza, że mamy mało czasu – powiedział Maks. – Zobacz. Tafla pociemniała i rozjaśniła się jakby mrugnęła. Na jej powierzchni pojawił się cień – zarys czegoś wysokiego, co na pewno nie było regałem z tej sali. Może był to słup roślin, może wieża z książek, może… coś, co trzymało w dłoni żółtą, połamaną kredę. Lena ściągnęła kaptur do końca i przełknęła ślinę. Kot był po tamtej stronie. Kropki na pierścieniu przeskakiwały już szybciej, a w powietrzu narastał szum, jakby ktoś skręcał gałką głośności świata. – Gotowa? – zapytał Maks. – Tylko w parach – odpowiedziała Lena i ścisnęła jego dłoń. Zrobili krok do przodu. Chłód ugryzł ich w palce, jak pierwszy haust lodów w marcu. Tafla drgnęła, jak skóra stawu, gdy wrzuci się kamień. Na moment wszystko stało się bardzo ciche. A potem, tuż przed tym, jak koniuszki ich butów dotknęły przejścia, po drugiej stronie ktoś albo coś poruszyło się wyraźniej – i spojrzało wprost na nich.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 4
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.