Dzwon pod wodą
W każdy piątek Lena wracała nad żwirownię za miasteczkiem. Miała jedenaście lat i kieszenie pełne płaskich kamyków. Szukała tych, które brzęczały pod paznokciem jak porcelana. Tego wieczoru niebo było blade, a woda gładka jak szkło. W trzcinach trzeszczał wiatr, a z molo dochodziło puste echo. Lena kucnęła przy brzegu i sięgnęła po kamień inny niż wszystkie. Był ciepły, choć dzień był chłodny. Na jego powierzchni biegła cienka kreska, jak rysunek drzwi.
— Olek! — zawołała i pomachała ręką. Chłopak podbiegł z rowerem i zeskoczył na piach. Lena położyła kamień na dłoni, a on przyłożył do niego ucho. Kamień naprawdę cicho brzęczał, jak kubek uderzony łyżeczką. — Słyszysz? — spytała. Olek stuknął kamień palcem. Powierzchnia jeziora zadrżała, choć nie było fali. Wtedy z głębi popłynął pojedynczy dźwięk, jak dzwon schowany pod wodą. Pod lustrem mignęły linie światła, ułożone jak ulice na planie. Lena wciągnęła powietrze. — To miasto — wyszeptała.
Dzwon odezwał się drugi, trzeci, aż trzynasty raz. Z każdą nutą kamień drżał mocniej, a woda rozsuwała się w stopnie. Świeciły blado, jak księżyc na talerzu. Trzciny pochyliły się, jakby ktoś przechodził obok. — Może lepiej wracajmy — powiedział Olek, lecz nie ruszył się z miejsca. Lena podeszła bliżej i wyciągnęła rękę nad pierwszy stopień. Z dołu uniósł się chłodny wir i dotknął jej palców. Wtedy coś zamigotało pod ostatnim stopniem. Kształt był ludzki, ale pływał jak cień. Lena cofnęła dłoń, a kamień w jej dłoni nagle zapiął cienko. Tuż przy brzegu woda napięła się jak folia, a potem pękła w jeden półokrągły otwór. Ktoś z głębi spojrzał prosto w górę.
Autor zakończenia:
English
polski
Co było dalej?