Czy wiesz, że?

Gwizd o 20:07


Gwizd o 20:07
Na skraju Brzezin, tam gdzie asfalt ustępuje miejsca szutrowej drodze i trzcinom, stoi stacja, której nikt już nie potrzebuje. Tynk zbladł do barwy porannej mgły, daszek nad peronem pochylił się jakby chciał podsłuchiwać, a w oknach czaiły się zmatowione szyby. Czas zatrzymywał się tu nie tylko w głowach dorosłych, gdy opowiadali o dawnych pociągach; zatrzymał się naprawdę — na wielkim zegarze nad wejściem wskazówki wiecznie tkwiły na 20:07. Lena, Olek i Maks przyszli tu z kamerą na statywie, plecakiem pełnym baterii i zgodą pana Huberta, który opiekował się Izbą Pamięci. Mieli nakręcić krótki film o miejscach, które zniknęły z mapy. Lena lubiła patrzeć tam, gdzie inni nie zaglądali; Olek wierzył w to, co można policzyć i zmierzyć; Maks miał ucho do dźwięków, wyłapywał wiatry w kominach i szepty liści. — Mówią, że co wieczór o tej porze słychać gwizd — powiedziała Lena, odkręcając statyw. — Tylko nie ma już torów. — Ludzie lubią opowiastki — mruknął Olek, ale i tak ustawił mikrofon. — Sprawdzimy. Maks pochylił się nad deską peronu. W szczelinach wyrosły mech i bratki, jakby ktoś je tutaj posiał z myślą o pociągach, które nie przyjadą. Z budynku dobiegał zapach kurzu, starych gazet i czegoś oleistego, co pamiętało dawne zawiasy. Drzwi do środka skrzypnęły miękko. Pan Hubert zostawił im klucz i krótką instrukcję: może zajrzeć, nic nie przesuwać, zamknąć na dwa zamki. Hol powitał ich szelestem własnych kroków. Za kratką kasy leżały żółknące bilety i pieczątka z wykruszonym tuszem. Na ścianie wisiał rozkład jazdy, którego rogi zesztywniały jak skrzydła nietoperza. Ostatni wpis w księdze dyżurnego, stojącej na pulpicie, brzmiał: Osobowy 3437, przyjazd 20:07, peron 1. — Pewnie ktoś dla żartu dopisał — powiedział Olek, choć głośniej niż trzeba, jakby chciał zagłuszyć własne wątpliwości. Słońce stoczyło się za linię lasu i peron spowił kolor wypłukanej herbaty. Lena uruchomiła nagrywanie. Na ekranie telefonu pojawił się nieruchomy kadr zegara. Maks rozstawił latarki, oparł się o filar i nasłuchiwał. Gdzieś daleko złapał mętny turkot — może traktor na polu, może wóz z siankiem. Potem wszystko przycichło. Wtedy zegar nad wejściem drgnął. Tylko raz, jakby skulił ramiona. Metalowa wskazówka minuty zawibrowała i przeskoczyła o włos w przód, po czym znów zastygła. Lena poczuła, że włosy na przedramionach stają jej dęba, chociaż miała bluzę z kapturem. Olek spojrzał na ekran — czerwony punkcik nagrywania żarzył się wyraźniej niż zwykle. — To przeciąg — oznajmił, ale w holu nie było nawet śladu wiatru. Powietrze zrobiło się chłodniejsze, jak w lodziarni tuż przy otwartych drzwiach chłodni. Zza kasy dobiegł cichy, szurający odgłos, dokładnie taki, jaki wydaje gruby zeszyt, kiedy ktoś go powoli zsuwa z blatu. Maks uniósł rękę. — Słyszycie? — wyszeptał. — To nie traktor. Na zewnątrz zapadł półmrok. Kontury drzew spłaszczyły się w jedną ciemną ścianę. Gdzieś na wiadukcie zakrakała wrona, lecz zaraz ucichła, jakby coś kazało jej być cicho. O 20:06 Lena przypadkiem dotknęła chłodnego metalu poręczy i podskoczyła — miała wrażenie, że podłoga pod peronem na moment zadrżała. — Rejestruje? — spytał Olek. — Tylko nie mrugaj, kamera. Wskazówki na wielkim zegarze zesztywniały o pół oddechu przed następną minutą. Czas nabrał smaku nabitego w policzki powietrza tuż przed śmiechem, tylko że nikt się nie śmiał. Lena policzyła w myślach do dwunastu i wtedy, jak z cienkiej blaszki, rozległ się długi, czysty gwizd. Nie był głośny, ale wszedł im prosto do kości. Ziemia pod peronem zadrżała po raz drugi, tym razem wyraźniej, jakby ktoś przebiegł ukrytym korytarzem. Na drodze, gdzie kiedyś były szyny, pojawił się pasek bladego światła, jak ślad latarki przesuwanej pod stołem. Wyciągnął się, pogrubił, i nagle żółta lampka na nastawni, którą Lena nazywała oczkiem, zapaliła się sama. Powietrze pachniało nagle mokrym węglem i parą, choć dookoła nie było niczego, co mogłoby to wywołać. — Lena... — powiedział Maks prawie bezgłośnie, ciągnąc ją za rękaw. Przez szczeliny w deskach peronu zaczęło dmuchać chłodem, a z głębi kasy, za kraciastym okienkiem, rozległ się cichy klik, jak przekręcany powoli klucz. Żaluzja w okienku poruszyła się, drgnęła drugi raz i zaczęła się unosić, centymetr po centymetrze, jakby ktoś po drugiej stronie brał oddech przed tym, co zamierza powiedzieć.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 4
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.