W kamienicy przy ulicy Jeżynowej czas płynął powoli. Codzienność była tu uporządkowana jak sznur prania rozwieszony przez panią Irenę na wewnętrznym podwórzu. Anka mieszkała na trzecim piętrze, w mieszkaniu, które pachniało kawą i starymi książkami.
Pewnego upalnego popołudnia, gdy wracała ze sklepu, coś połyskiwało pod wycieraczką domu numer 13. Schyliła się i podniosła przedmiot – metalowy klucz, cały skręcony i opleciony maleńkimi literkami, których nie mogła rozczytać. Przyglądała się mu z każdej strony, przekonana, że należy do któregoś z sąsiadów, ale żadna z zamkniętych klatek schodowych czy schowków na rowery nie przyjmowała klucza.
Tego dnia do kamienicy wprowadził się nowy lokator – Igor, student z dwoma ogromnymi walizkami i aparatem fotograficznym zwisającym z ramienia. Anka, z natury nieśmiała, tym razem zdecydowała się zagadać, a wkrótce wyjaśniła sprawę tajemniczego klucza. Igor, zaintrygowany, zaproponował, by wypróbowali go wspólnie we wszystkich zakamarkach budynku.
Wspólnie przeszli przez piwnice, strych i stare komórki. Drzwi skrzypiały i trzaskały, ale żadne nie pasowały do dziwacznych ząbków klucza. W końcu weszli na podwórko. Zapadł zmierzch, światła z okien rzucały na bruk fantastyczne cienie. Nagle Anka zauważyła, że na murku pod starą latarnią pojawiło się coś, czego nigdy wcześniej nie widziała – wąska, niewidoczna dotąd szczelina, jakby ktoś zarysował kontur drzwi w cegle.
Igor spojrzał na nią porozumiewawczo, a Anka poczuła dreszcz ekscytacji. Czy to możliwe, że klucz miał otworzyć drzwi, których nikt inny nie widział? Gdy zbliżali się do tajemniczej szczeliny, światło latarni zamigotało dziwnie, jakby przez chwilę rzeczywistość rozwarła się na chwilę ukazując coś, czego nie powinni zobaczyć…