Czy wiesz, że?

Kompas ze Szklanym Pływem


Kompas ze Szklanym Pływem
Zegar portowy w Wrenhaven uderzył trzynaście razy w samo południe, a wszyscy udawali, że tego nie słyszeli. Mewy zerwały się z pomostu w nagłym, białym trzepocie, a wiatr przyniósł nie ten zapach co zwykle – deszcz, ale też zimny metal, jak monety opłukane w soli. Aisha zatrzymała się na nierównym bruku, jednym czubkiem buta dotykając kredowej linii, którą narysowała tu zeszłego lata. Liczyła pod nosem. Dwanaście. Trzy… – nie, to niemożliwe. Obok niej Milo przechylił głowę i zmarszczył brwi, patrząc w niebo, jakby dźwięk mógł się tam ukryć. – To było…? – zaczął. – Trzynaście – powiedziała Aisha, choć głos miała cichszy, niż chciała. Słowo brzmiało jak kamyk wrzucony do głębokiej wody. Ciotka Noor podniosła wzrok znad mosiężnych trybików, które obracała w drzwiach swojego warsztatu. Za uchem miała ołówek, a na kostce dłoni smugę lakieru. – Zegary robią dziwne rzeczy, gdy pogoda się psuje – mruknęła, jakby do siebie. Potem zauważyła zawiniątko pod pachą i wepchnęła je w ręce Aishy. – Zanieś to, skoro już idziesz. Zegar pływowy przy Storm Point znów się zaciął. Skoro tak błagałaś, żeby zobaczyć latarnię, możesz zanieść olej i szmatę, i – o, to. – Postukała w owiniętą paczkę. – Znalazłam to w szufladzie, której nie było tam w zeszłym tygodniu. Chyba należało do Strażnika Graya. Uważaj na siebie i wróć, zanim zacznie się prawdziwa burza. Brwi Milo uniosły się wysoko. – Szuflada, której nie było? Ciotka Noor tylko się uśmiechnęła, jakby to cokolwiek wyjaśniało. – Uważajcie na schody – dodała i wróciła do majsterkowania. Latarnia Storm Point wyrastała z blizny skalnej na brzegu zatoki, jej biała farba była kredowo zmatowiała od soli i słońca. Szyby latarni od roku były zabite deskami, odkąd ostatni strażnik odpłynął promem i nie wrócił. Dzieci w miasteczku szeptały o jednostajnym pomruku w nocy i bladej poświacie, której nikt nie potrafił znaleźć źródła. Dorośli mówili, że to morze gada samo ze sobą. Że to nic. Aisha od dawna chciała przekonać się sama. Podążyli falochronem, fale wzdychały przy ich kostkach. Milo niósł olej i szmatę. Aisha – zawiniątko. Wiatr odwiązał brzeg płótna i musiała je zacisnąć, ale nie zanim dostrzegła zielonkawy błysk. Paczka była cięższa, niż wyglądała, i ciepła, jakby ktoś długo ją trzymał. – Co to jest? – spytał Milo. – Otworzymy tam – odpowiedziała Aisha. Sama nie wiedziała, czemu to zdanie przyspieszyło bicie serca portu. Przy żelaznych drzwiach u podstawy wieży zastali łańcuch rozpięty niczym surowa brew. Drewniany szyld głosił Latarnia zamknięta z powodu remontu – choć litery wyblakły tak bardzo, że wyglądały raczej na życzenie niż regułę. – Szopa przy łodziach – powiedział Milo. – Jest inne wejście. Zeszli na zawietrzną stronę, po śliskich od wodorostów stopniach. Drzwi niższe, zielone od mchu i spuchnięte od sztormów, zaskrzypiały, a potem ustąpiły z jękiem, jakby miały złe maniery. W środku latarnia pachniała solą, olejem i kurzem. Liny wisiały jak śpiące węże. Wąskie okno wpuszczało pasek światła. Drabina pięła się w górę ku cieniu, a gdzieś nad nimi coś małego zaszurało, a potem wstrzymało oddech. Położyli olej i szmatę na stole warsztatowym przy ścianie z hakami. Palce Aishy sięgnęły do zawiniątka. Rozwinęła je. Płótno odsłoniło mosiężny krąg wielkości jej dłoni – częściowo kompas, częściowo zegarek, częściowo coś, co nie chciało mieć nazwy. Szkło nie było całkiem przejrzyste – falowało jak powietrze nad rozgrzaną drogą. Pod rantem uwięzły kryształki soli. Wokół brzegu wyryto symbole: fale, trójkąty, strzałki. Igła nie wskazywała północy. Zadrżała, namyśliła się, po czym zwróciła się ku kamiennej posadzce, jakby coś ją wołało z dołu. – To nie jest normalne – zagwizdał Milo. – Nic nie jest normalne, skoro zegar uderzył trzynaście razy – odparła Aisha. Trzymała kompas płasko, a igła wskazała wewnętrzny mur latarni. Gdy zrobiła krok, trąciła ją w dłoni jak łokieć prowadzący drogę. Wdrapali się po drabinie, ostrożnie, bo szczeble były czarne od starego oleju. Na pierwszej platformie przez podarty koc wpadał snop światła. Na ścianie wisiała tablica kredowa z zatartymi datami przypływów. Obok – mapa wybrzeża z mosiężnymi pinezkami. W kącie stała prycza, na niej koc złożony w kostkę. Na stoliku – dziennik pokładowy, tusz już zszarzały. Aisha odgarnęła kurz ze strony. *24 września. Dzwon uderzył trzynaście razy. Latarnia świeci bez płomienia. Jeśli to żart, nie podoba mi się. – E.G.* Ołówek wbił się w papier na końcu, jakby dłoń nacisnęła za mocno. – Strażnik Gray – wyszeptała Aisha. Pokój zrobił się taki, jakby czekał, aż ktoś wypowie to imię. Kompas drgnął tak mocno, że prawie wypadł jej z ręki. Igła wskazywała nie morze ani mapę, ale cienką szczelinę w podłodze przy szafie z mapami. Widać ją było tylko pod odpowiednim kątem. – Pomóż mi – rzuciła. Przesunęli szafę ostrożnie, bo skrzypiała jak coś, co wolałoby pozostać w spokoju. Deska kliknęła. Milo przesunął palcem wzdłuż szpary. Nie było uchwytu – tylko wcięcie wielkości kompasu. Aisha przycisnęła go do deski. Mosiądz dotknął metalu, coś westchnęło. Deska uniosła się, otwierając kwadrat cienia. Powiało chłodem i wilgocią, jak duchem burzy. Żeliwna spirala schodziła w dół. – Powinniśmy napisać do ciotki Noor – powiedział Milo, sięgając po telefon. Ani jednej kreski zasięgu. Wysłał wiadomość mimo to. Nie poszła. – Dwa poziomy, patrzymy, wracamy – oznajmił, jakby głośno wypowiedziana obietnica miała ją spełnić. Aisha kiwnęła. Na podłodze narysowała strzałkę ołówkiem i dopisała: *A\&M na dole. Zaraz wracamy.* Wsunęła kompas do kieszeni kurtki. Bił o jej żebra jak drugie serce. Schodzili w dół. Spiralne schody jęczały, ale trzymały. Ściany z zimnego kamienia pokrywały płytkie ryty: rybie kręgi, fale, słońca zbyt licznymi promieniami. Na pierwszym poziomie był pokój, który nie wiedział, że jest pod ziemią. Okno z grubej tafli szkła wychodziło prosto w zieloną wodę. Przepływały srebrzyste ryby. – Jesteśmy pod zatoką – wyszeptał Milo. Igła kompasu wskazała szybę, potem znowu w dół. Druga komnata pełna była map i dziwnych przyrządów. W ramie ze strunami drgały dźwięki bez dotyku palców. Na stole leżała maszyna z papierową rolką. Tekst wydrukowany chwiejnie: *TRZYMAJ ŚWIATŁO STAŁE. TRZYMAJ Ś…* – i urywał się w połowie. Milo znalazł półkę z fiolkami datowanymi co do dnia. W podłodze płynął wąski kanałek, woda w nim poruszała się spokojnie, jakby słuchała zegara. Kompas pociągnął Aishę dalej. Korytarz opadał w głąb, niski, ciężki od napięcia w powietrzu. Na końcu była okrągła drzwi w skale. Bez klamki. Z koncentrycznymi pierścieniami oznaczonymi symbolami fal i trójkątów. Pośrodku – gniazdo na kompas. – Mówiliśmy dwa poziomy – przypomniał Milo, bo tak się robi, kiedy część ciebie już się pochyliła naprzód. – To jest drugi – odparła Aisha, co nie było całkiem prawdą, ale chciało nią być. Wyjęła kompas. Ten rozgrzał się w jej dłoni, jakby czekał właśnie na to powietrze. Położyła go w gnieździe. Osunął się jak moneta w studni. Nic. A potem – pierścienie zaczęły się obracać. Na suficie zapaliły się błękitne linie jak żyły. Woda w kanale zamarła, nasłuchując. Gdzieś nad nimi zegar portowy zawahał się i uderzył raz. Echo dotarło aż tutaj, do drzwi, dokładnie w chwili, gdy ostatni pierścień wskoczył na miejsce. Powietrze syknęło. Drzwi zadrżały. Z szpary powiało zimnym, słonym powietrzem. Niebieskie linie rozżarzyły się mocniej. – Słyszysz to? – wyszeptał Milo. Słyszeli oboje. Za progiem, nie morze i nie wiatr, coś się poruszyło. Cicho, ciężko – jakby coś bardzo starego odwróciło głowę. Drzwi zaczęły się otwierać. W świetle wychylił się kształt. A z ciemności po tamtej stronie dobiegł dźwięk, który brzmiał jak odpowiedź.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 23
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Generuj arkusz ćwiczeń

Generuj edukacyjne arkusze ćwiczeń dla tej historii.

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.