Kredowe drzwi i księżyc w kaloszach
Zosia mieszkała pod samym dachem starej kamienicy. Tego wieczoru deszcz grał na rynnach jak łyżki na garnkach. Szukała w strychowej szafie czerwonego zeszytu do przyrody. Zamiast niego znalazła płaskie pudełko po herbatach, pełne kolorowej kredy. Na ścianie obok ktoś dawno temu narysował drzwi. Były wysokie, z koślawą klamką i maleńkim otworem na klucz. Zosia dmuchnęła na kurz, aż poleciały srebrne pyłki. Kredowe linie błysnęły i jakby wzięły głęboki oddech. Wtedy podłoga pod nią cicho westchnęła, a szafa zatrzeszczała.
— Kto tam? — szepnęła, choć nikt nie powinien odpowiadać. Z pudła wypadł mosiężny kluczyk na cienkim sznurku. Nie pasował do żadnej znanej szafki, był chłodny i ciężki. Zosia spojrzała na narysowany zamek i poczuła mrowienie. Deszcz ucichł, jakby czekał na jej następny ruch. Za ścianą coś zadrapało, najpierw lekko, potem wyraźniej. — Puk, puk — powiedział cienki głosik, bardzo blisko kredy. Dziewczynka przyklękła i dotknęła klamki z samej kreski. Kreska była twardsza niż mur i trochę ciepła. W powietrzu pachniało mokrymi jabłkami i starym papierem.
— To tylko obrazek — powiedziała, żeby dodać sobie odwagi. Powoli podniosła kluczyk, aż ręka zaczęła jej drżeć. Metal dotknął kredy, a iskra zatańczyła nad jej palcami. Linie drzwi rozświetliły się jak księżyc w kaloszach. Zamek wciągnął kluczyk, chociaż Zosia jeszcze go nie wsunęła. — Hej! — syknęła i odruchowo cofnęła rękę, drapiąc tynk. Otwór rozwarł się cichym kliknięciem i przeciął ścianę cienki promień. Zosia usłyszała swoje imię, powiedziane przez kogoś, kto ją znał. Promień pęczniał, a kredowa klamka zaczęła się poruszać. Coś po drugiej stronie nacisnęło drzwi od wewnątrz.
Autor zakończenia:
English
polski
Co było dalej?