Czy wiesz, że?

Kruczy Przypływ


Kruczy Przypływ
Pierwszy mróz przyszedł do Hrafnvik w ciszy. Oszronił darniowe dachy i zamienił kamienistą plażę w lśniącą koronkę. Edda lubiła wstawać, zanim dym uniósł się znad długich domów. Stała na pochylni z koszem obciążników do sieci na biodrze, zimno szczypało ją w uszy, a ona patrzyła, jak morze oddycha. Za wioską fiord błyszczał jak srebrne ostrze, jego krawędzie rozcinały góry i brzozy. Dwa kruki przecięły blade niebo. Jeden zakrakał ostro, jakby przypominając światu, by słuchał. Łodzie skrzypiały na linach. Ktoś roześmiał się na pobliskim podwórzu. Zapach wodorostów, dymu i ryb sprawiał, że poranek wydawał się zwyczajny i bezpieczny, jak płaszcz otulający ciało. – **Edda! Sieci!** – Tor wybiegł z szopy na łodzie z kłębem na ramieniu. Był o dłoń wyższy, z włosami jak wyprawione liny i uśmiechem, który nosił niezależnie od tego, czy na niego zasługiwał. – Są naprawione – odpowiedziała Edda. – Wszystkie oprócz tej niebieskiej. – Babka Signe mówi, że ta niebieska łapie coś więcej niż ryby – droczył się Tor. – Twierdzi, że kradnie szczęście z morza. – Babka Signe mówi wiele rzeczy – odparła Edda, choć lubiła je słuchać. Nocami, gdy wiatr pukał miękkimi palcami w okiennice, Signe opowiadała o drakkarach, które latały, o wojownikach, co nosili słowa jak zbroję, o dniu, gdy solny zając ścigał się z przypływem i stracił wąsy. Edda nie zawsze wiedziała, w co wierzyć, ale przechowywała te opowieści. One też były sieciami – chwytały to, co zbyt śliskie, by utrzymać w dłoniach. Ich ojciec odpłynął na południe pod koniec lata z flotą handlową jarla Stena. Dzióby statków obładowano futrami i bursztynem. Obiecał wrócić przed pierwszym śniegiem z belami barwionych tkanin i suszonymi jabłkami. Jabłka nie przyszły, śnieg już tak. Edda starała się nie patrzeć na wschód, tam gdzie fiord otwierał się ku białemu morzu, a wszystko dalej było miejscem, którego nigdy nie widziała. Pracowali chwilę w milczeniu – dłonie sztywniały od zimna, lecz palce były zwinne. Niebieska sieć była psotnikiem. Zaczepiała się, gdzie nie trzeba, i plątała, gdy nikt nie patrzył. Gdy Edda sięgnęła po nią, kostką zawadziła o drzazgę w słupie szopy. Syknęła i cofnęła rękę. Drzazga o coś zahaczyła i deska ustąpiła z westchnieniem zmęczenia. – Tor – powiedziała cicho. – Pomóż mi. Przyklękli przy poluzowanej desce i podważyli ją. Pod spodem zaszeleściła słoma, rozsypując się, a pod nią spoczywał zawiniątek w stare skóry focze. Uśmiech zniknął Torowi z twarzy. Eddzie zjeżyły się włoski na ramionach. W środku leżał kawałek rzeźbionej kości słoniowej, gładki jak rzeczny kamień, długi na całą dłoń. Biegły po nim linie jak ścieżki na śniegu: gwiazdy, drobne i precyzyjne; zakrzywiony kształt fiordu; proste kreski run. Obok spoczywał żelazny klucz, niewiększy niż haczyk na ryby, lecz cięższy, z główką w kształcie kruka o rozpostartych skrzydłach. – No proszę – zagwizdał Tor. Edda przesunęła palcem po runach. – **Raidho. Podróż. Fehu. Bogactwo.** – To nie były przypadkowe rysy. To była ścieżka wyryta w kości. Uniosła ją ku światłu. Ukryte rowki zabłysły słabo, jak wspomnienie. – To mapa – powiedziała. – Do czego? – spytał Tor. Edda nie umiała odpowiedzieć. Wyrzeźbiony fiord był ich własnym, lecz mapa wskazywała zatokę, której nigdy nie widziała, oznaczoną pojedynczą runą – jak krąg na wodzie zamknięty w ustach. Edda wsunęła żelazny klucz do dłoni. Był lodowaty aż piekł. Na trzpieniu widniały nacięcia jak ślady po wodzie. – Odpływ – wyszeptała. – Odpływ gdzie? – spytał Tor. – W Kruczym Dziobie – odpowiedziała, sama zdziwiona. – Dzieci – odezwał się głos babki Signe z progu. Oboje podskoczyli. Była drobna i chuda jak wyrzucone drewno, jej siwe włosy splecione z niebieską nicią, a oczy ciemne jak fokie. Uniosła kość i klucz, jakby witała starych przyjaciół. – Niektóre drzwi otwierają się, gdy woda ma swój czas – powiedziała. – Niektórych drzwi nigdy otwierać nie wolno. Tego popołudnia Edda zajęła się pracą, by nie myśleć o kości i żelazie. Gdy słońce zawisło nisko nad krawędzią gór, odpływ sięgnął dna. Edda i Tor wzięli najmniejszą łódź. Pod ławką spoczywała dodatkowa latarnia babki Signe. – Wiosłuj lekko – powiedziała Edda. – Zatoka jest tam. Płynęli wzdłuż brzegu. Mgła lizała skały cienkimi językami. Czarna skała w kształcie dzioba ptaka sterczała z klifu dokładnie tam, gdzie wskazywała kość. Otwierało się wąskie przejście. Edda sięgnęła po żelazny klucz. Ogrzał się w jej kieszeni. Gdy go uniosła, mgła rozstąpiła się, ukazując pas wody w kolorze burzowego szkła. Wpłynęli ostrożnie. Klify pięły się ciasno, wyryte dziwnymi znakami. Powietrze pachniało starymi rzeczami: smołą, żelazem, oddechem wieloryba. Światło przybrało zielonkawy odcień, jakby samo morze świeciło. Coś zatrzepotało, potem ucichło. Z wody uniósł się dźwięk, niski i równy. Nie fala, nie wiatr. Pod łodzią coś się poruszyło, muskając grzbiet śpiącego olbrzyma. Przejście rozszerzyło się w ukrytą komnatę. W niej spoczywał długi cień – statek. Jego smocza głowa unosiła się nieruchomo, tarcze na burtach spłowiały w popiół. Tor wyszeptał słowo, którego nie powinien. Edda dotknęła żelaznym kluczem burty swojej łodzi. Klucz zawibrował. Z ciemności coś zastukało lekko w ich kadłub. Potem mocniej. Za nimi mgła się zamknęła. Przejścia nie było. Przed nimi smoczy okręt uniósł łeb, jakby czekał. Żelazny klucz rozgrzał się w dłoni Edd y, gdy statek powoli zaczął dryfować w ich stronę.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 19
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Generuj arkusz ćwiczeń

Generuj edukacyjne arkusze ćwiczeń dla tej historii.

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.