Czy wiesz, że?

Księgarnia pod Gwiazdowym Okienkiem


Księgarnia pod Gwiazdowym Okienkiem
Dziedziniec pachniał rozgrzanym kasztanem i cynamonem. Wysoki kasztan rzucał plamy cienia na bruk, a powyżej, na trzecim piętrze kamienicy, błyszczał świetlik w kształcie gwiazdy. Pod nim, przy malowanej na granatowo wystawie, wisiał szyld: „Księgarnia pod Gwiazdowym Okienkiem”. Litery połyskiwały tak, jakby przed chwilą ktoś je wypolerował, choć nikt nie stał w pobliżu. Mira zatrzymała się na środku dziedzińca. Miała jedenaście lat, szkicownik pod pachą i kieszenie wypchane ołówkami. Uwielbiała rysować to, czego nie było — a potem, śmiejąc się, próbowała wytłumaczyć Tymkowi, dlaczego „nie-ma” też potrzebuje konturów. Tymek, młodszy o rok kuzyn, nosił na szyi mały rejestrator dźwięku, który nazywał Słuchaczem. Zbierał odgłosy, które innym uciekały: bzyczenie nadgryzionego neonu, mrukliwy pomruk kaloryfera, stukot deszczu w rurze spustowej, gdy deszczu już nie było. — Ten szyld skrzypi w e-moll — oznajmił poważnie, kiedy wiatr delikatnie poruszył tablicą. — Słyszysz tonację szyldów? — zapytała Mira, unosząc brwi. — Słyszę, czego chcę — odparł z uśmiechem Tymek. — A ta gwiazda na dachu ma swój rytm. Drzwi księgarni otworzyły się bezszelestnie, jakby to powietrze je nacisnęło. W środku pachniało papierem, kurzem i czymś jeszcze — jakby skórką od pomarańczy w zimie. Na krześle pod oknem siedziała pani Lila, właścicielka, o włosach upiętych w niemożliwy kok i w kolczykach w kształcie drobnych komet. — W samą porę — powiedziała, nie podnosząc wzroku znad książki. — Dziś światło jest wyjątkowo cierpliwe. — Światło bywa niecierpliwe? — mruknął Tymek, ale pani Lila tylko wskazała na spiralne schody prowadzące na antresolę, tuż pod świetlikiem. Antresola była jak półka w ogromnej szafie. Pomiędzy regałami stał długi stół w kształcie półksiężyca, na którym leżały atlasy, szkicowniki i mapy, a pośrodku stołu — pusta książka z miękką, grafitową okładką. Nie miała tytułu. Gdy Mira dotknęła jej palcami, okładka była ciepła, jakby leżała na słońcu. — To pewnie album na znaczki — stwierdził Tymek, ale w jego głosie brzmiała ciekawość. Włączył Słuchacza. Z głośnika wydobyło się ciche bzyczenie, które nie pasowało do żadnego urządzenia w zasięgu wzroku. Mira otworzyła pierwszą stronę. Była pusta. Druga — też. Trzecia... na trzeciej pojawiły się słowa, jakby ktoś pisakiem kreślił je od spodu papieru: „Witaj, kto patrzysz w biel. Czekam.” — Ktoś tu jest? — Tymek rozejrzał się, ale księgarnia milczała, a pani Lila, wciąż w dole, przewracała kartki w swoim tomie tak, jakby wiedziała, że słowa pojawiają się dokładnie teraz. Mira przełknęła ślinę. — Przecież to papier. Papier nie pisze. Na marginesie zadrżały cienkie kreski, które układały się w literki: „Papier słucha, kiedy go słyszysz.” — Dziwne — wyszeptał Tymek, a Słuchacz zawibrował na jego piersi. Zarejestrował delikatny dźwięk, coś między szelestem skrzydeł a szeptem paździerza. Mira wyjęła ołówek. — Jeśli słucha, to mu coś narysuję — powiedziała i szybko naszkicowała jerzyka, ptaka z ostrymi skrzydłami i czarnymi oczami, którego zawsze podziwiała latem. Kilka ruchów, trochę cienia pod skrzydłem, błysk na oku. Odkleiła ołówek od papieru. Rysunek poruszył się. Najpierw bardzo nieśmiało, jakby drgnął od przeciągu. Potem jerzyk trzepnął skrzydłem drugi raz, trzeci, a wtedy cienka kreska pod jego pazurem wyrwała się z kartki, zostawiając drobny, jaśniejący ślad. Ptak zerwał się z papieru jak wycięty z promienia i obleciał świetlik, rozsypując za sobą okruszki światła. — Widzisz to? — Tymek mówił szeptem tak cienkim, że Słuchacz nie wiedział, czy go łapać. Jerzyk zrobił zawrotny łuk, jak to jerzyki potrafią, i zawisł tuż nad regałem, na którym złote litery układały się w napis: „Atlasy miejsc, których nie ma”. Zatupał malutkim pazurem w grzbiet jednej z ksiąg tak, jakby bębnił w drzwi. Raz, dwa, trzy. — Chce, żebyśmy tam zajrzeli — zrozumiała Mira, choć nie miała pojęcia, skąd ta pewność. Przesunęli książki. Atlasy były ciężkie, pachniały nieodkrytymi lądami i dymem z ognisk nad wodą. Za nimi pojawiła się wąska, pionowa przerwa — zbyt równa jak na przypadek. Z mroku wyłonił się drewniany pas, który nie był tyłem regału. Były to grzbiety bardzo starych tomów, ułożonych tak, by tworzyły coś w rodzaju... drzwi. Zamiast klamki — mosiężna gwiazdka wytarta od dotyku. — To musi być dekoracja — szepnął Tymek, ale jego palce, zanim rozum zdążył zaprotestować, dotknęły mosiądzu. Był chłodny i gładki. Na grzbietach książek widniały tytuły: „Przewodnik po oddechach wiatru”, „Encyklopedia ciszy”, „Jak wejść tam, gdzie wejścia nie było”. Gdy Mira przejechała po nich dłonią, litery poruszyły się jak ryby pod taflą wody. W tym samym momencie świetlik na dachu, gwiaździsty i krystaliczny, przygasł i błysnął. Na niebie, w biały dzień, na ułamek sekundy pojawił się cieniutki, mleczny sierp. Jak drugi księżyc, zawieszony niepewnie nad dachami. — A to już nie jest normalne — wyrwało się z Tymka. Słuchacz zapiszczał cichutko i zamilkł, jakby też wstrzymał oddech. Pusta książka na stole otworzyła się na nowej stronie bez niczyjej pomocy. Na papier spłynęły kolejne słowa, ciągnąc się jak wstęga: „Kto rysuje, prowadzi. Kto słucha, otwiera. Odważna cisza bywa kluczem.” Mira spojrzała na jerzyka. Ptak przysiadł na ramieniu, lekki jak migotanie. Wpatrywał się w gwiazdkę-klamkę, a jego papierowe — i jednocześnie niepapierowe — skrzydło mrowiło Mirę przez bluzę. — Odważna cisza... — powtórzył Tymek i wyłączył wszystkie możliwe dźwięki w Słuchaczu. Zrobiło się tak cicho, że usłyszeli własne serca: bum-bum, bum-bum, jak dwa oddalone od siebie bębny. Mira ujęła mosiężną gwiazdkę. Nie była już zimna. Nim obróciła dłoń, ktoś — albo coś — poruszyło klamką od środka. Delikatne drżenie przeszło po drewnie. Jerzyk wzbił się, zatoczył okrąg i wleciał prosto w maleńki otwór tuż pod gwiazdą, znikając w środku. — Halo? — odważył się Tymek, bo cisza okazała się cięższa niż myślał. Z głębi trzasnęło coś cicho, jakby przewrócił się słoik z piaskiem. Pod drzwiami wysypała się wąska smużka srebrnych ziarenek, która natychmiast zaczęła układać się w drobne litery. Mira przechyliła głowę i odczytała bezgłośnie: „Już prawie”. Antresola jakby się wydłużyła. Linie na drewnianej podłodze falowały jak spokojna woda. Świetlik rozlał po regałach światło tak jasne, że każde ziarnko kurzu wyglądało jak miniaturowa planeta. Pani Lila na dole przewróciła stronę i powiedziała półgłosem, jakby do kogoś, kto siedzi tuż obok niej: — Pamiętajcie o zaufaniu do własnych rąk. — Gotowa? — zapytał Tymek, a w jego oczach zatańczył ten sam blask, który Mira widziała, kiedy o czymś marzył. — A ty? — odpowiedziała, czując, że jej palce same wiedzą, co zrobić. Obróciła gwiazdkę. Zamek westchnął, jakby z ulgą. Zapadła głębsza cisza — taka, która już nie straszy, tylko czeka. Drzwi drgnęły i uchyliły się na szerokość przeciągu, który przyniósł zapach sosnowych igieł i czegoś jeszcze, czego nazwy nie znali. Za szparą mignęło coś jasnego. Ktoś zrobił krok — albo cień udawał krok — i na progu ułożył się kontur, który przypominał znak zapytania. A potem od środka, bardzo powoli, ktoś zaczął odsuwać skrzydło dalej...


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 23
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.