Piorun

Burza zaczęła się nagle. Jeszcze chwilę wcześniej bawiłem się w ogrodzie, a teraz czarne chmury zakryły niebo. Wiatr szarpał gałęziami drzew, a pierwsze krople deszczu spadały ciężko na ziemię.
Pobiegłem w stronę domu, ale wtedy... niebo rozdarł błyskawiczny zygzak, a grzmot aż zatrząsł ziemią pod moimi stopami.
I nagle wszystko zniknęło.
Dom – zniknął.
Drzewa – nie było ich.
Droga, ogród, cała okolica – przepadła.
Stałem na czymś, co nie było ani trawą, ani chodnikiem. Była to ciemna, błyszcząca powierzchnia, jakby ktoś stworzył podłogę z czystej nocy.
Rozejrzałem się. Nie było nieba. Nad głową miałem coś, co wyglądało jak... wirujące gwiazdy i mgławice, jakby cały wszechświat został wywrócony do góry nogami.
Czy ja nadal jestem na Ziemi?
A potem usłyszałem głos.
— Jesteś tutaj. W końcu.
Odwróciłem się gwałtownie. Przede mną stała postać, ale nie mogłem dostrzec jej twarzy. Jej ciało było jak cień, ale zarysowane światłem błyskawic.
— Musisz znaleźć drogę powrotną... zanim będzie za późno.
Zanim zdążyłem zapytać „za późno na co?”, błyskawica przecięła niebo nad moją głową.
A potem coś zaczęło się dziać z moimi rękami.
Autor zakończenia: