Czy wiesz, że?

Runy Srebrnego Gromu


Runy Srebrnego Gromu
Wiatr z fiordu niósł zapach smoły, soli i świeżo struganego drewna. W długim domu jarla płonęło ognisko, a nad płomieniami tańczyły cienie jak smukłe, czarne wrony. Na wybrzeżu mężczyźni przenosili wiosła, dziewczęta wiązały rzemienie, a chłopcy trenowali rzut oszczepem w bursztynowym świetle wieczoru. Nowy drakkar jarla, ochrzczony Srebrnym Gromem, spoczywał na wodzie tuż przy pomoście. Miał smukłe burty, głęboką łuskę smoły i smoczą głowę na dziobie, wyrzeźbioną tak, że wydawała się zaraz zasyczeć. Edda, jedenastoletnia córka rybaka, siedziała na belce nad stocznią z nogami zwieszonymi jak dwa wiosła. W dłoniach obracała cienki pasek kory brzozowej, na którym ktoś wyciął drobnymi nacięciami linie. Obok niej stał Ivar, starszy o rok, z nosem przypieczonym słońcem i włosami w nieładzie od wiatru. Udawał, że liczy kołki w kadłubie, ale co chwila zerkał na korytko w dłoni siostry. — Babka Astrid mówiła, że to stary znak od skaldów — wyszeptała Edda, kiedy oboje zsunęli się na dół i schowali cienką korę w cieniu skrzyni z linami. — Mówiła, że trzeba go przyłożyć do miejsca, które samo woła o opowieść. — A co to znaczy? — Ivar marszczył brwi tak, jak robił to jarl, gdy nie lubił odpowiedzi. — Miejsce może wołać? Edda rozejrzała się. Po wodzie sunęły długie cienie gór, a nad nimi wznosiły się skały zwane Zębami Trolla. Na ich tle Srebrny Grom wyglądał jak gotowy do skoku. Nagle dziewczynka poczuła, że coś ją ciągnie — nie ręka, nie lina, ale ciekawość, która potrafiła u niej być silniejsza niż rozsądek. — Może to — powiedziała cicho, wskazując smoczą głowę na dziobie. — Spójrz na te nacięcia. Niektóre wyglądają jak linie na korze. Ivar zeskoczył z pomostu na kamień i ostrożnie podszedł do dziobu. Na wyrzeźbionej paszczy smoka rzeczywiście były drobne rowki, tak cienkie, że zobaczyć je mogły tylko bardzo uważne oczy. Ivar pochylił się tak blisko, że poczuł zapach żywicy. — Nie wolno nam tam wchodzić — przypomniał, chociaż już wspinał się na pokład. — Jarl Gunnar mówił, że jutro rano wszyscy, którzy nie mają brody ani własnego wiosła, trzymają się z daleka od drakkara. — Babka Astrid też mówiła, że czasem trzeba wejść tam, gdzie inni boją się zajrzeć, jeśli chce się usłyszeć dobrą pieśń — odparła Edda i uśmiechnęła się krótko. — Poza tym nikt nie zobaczy. Słońce zachodzi, a wszyscy są przy ogniu. Na pokładzie było chłodno i pachniało smołą. Liny chrobotały cicho, jakby szeptały między sobą. Edda przyłożyła pasek kory do lewej strony smoczej szyi. Nic. Przesunęła go niżej. Dalej cisza. W końcu pochyliła się tak, że jej policzek dotknął chłodnego drewna. I wtedy narożnik kory zaczepił się o niewielkie wcięcie w rzeźbie, dokładnie w miejscu, gdzie wyobrażenie łuski robiło się płytsze. Linia na korze i linia na smoczej szyi spotkały się jak dwa brzegi tej samej rzeki. — Patrz — syknęła. — Pasuje. Ivar przyklęknął obok i przytrzymał korę. Przez chwilę tylko oddychali. A potem księżyc, cienki jak srebrny pazur, wysunął się zza chmury i dotknął jednocześnie kory oraz drewna. Nacięcia na obu materiałach zadrżały. Nie rozbłysły jak ogień, tylko zaczęły mlecznie pobłyskiwać, jakby ktoś polał je lodem i światło przeszło przez mroźną skórę. Linie połączyły się w większy wzór. Edda otworzyła szerzej oczy. — To wygląda jak mapa — wyszeptała. — Zobacz, tutaj są Zęby Trolla, a tu prąd, który zawsze nas spycha. Ale ta kreska prowadzi... — zawahała się, niepewna, czy powinna wypowiadać to na głos. — ...prosto między skały. — Głupota — prychnął Ivar, chociaż też nie mógł oderwać wzroku. — Tam jest płytko, a fale biją jak młoty. Kto tędy płynie, ten wraca na tarczy. — A jednak — Edda wsunęła palec nad rozświetloną linię, nie dotykając jej. — Ktoś to wyciął. Ktoś, kto wiedział więcej niż my. Na pomoście chrupnęło drewno i rodzeństwo natychmiast znieruchomiało. Ale to tylko stary cieśla Hauk przeszedł, nucąc coś pod nosem, i zniknął w cieniu. Z ogniska dobiegł ich śmiech. Ktoś dmuchnął w róg i krótki, wesoły dźwięk odpłynął nad wodą. Edda i Ivar opuścili głowy, jakby nagle stali się częścią ławki. Kiedy znów było cicho, Ivar wyprostował się pierwszy. — Odłóżmy to i wracajmy — powiedział. — Jutro powiemy babce Astrid. Niech ona to zobaczy. Ale Edda jeszcze nie była gotowa. Kiedy odrywała korę od rzeźby, poczuła pod palcami coś jeszcze: malutką, prawie niewidoczną runę, ukrytą pod łuską smoka. Wcześniej nie świeciła. Teraz błyszczała tak delikatnie, że trzeba było ją niemal wymacać wzrokiem. Dziewczynka przygryzła wargę. — Wiesz, co to znaczy? — spytała. — Babka mówiła, że to znak przejścia. Żeby coś zadziałało, trzeba usłyszeć wezwanie i odpowiedzieć. — Że co? — Ivar popatrzył na nią tak, jakby właśnie próbowała namówić go na taniec z niedźwiedziem. — Trzeba zadąć w róg — stwierdziła Edda i spojrzała na rufę, gdzie wisiał mały róg sygnałowy, jeszcze nie poświęcony przed wyprawą. — Tylko cichutko. — Edda... — jęknął Ivar, ale było już za późno. Dziewczynka chwyciła róg ostrożnie, jakby trzymała pisklę. Przyłożyła go do ust i dmuchnęła tak lekko, że dźwięk bardziej był westchnieniem niż sygnałem. Mimo to rozlał się po pokładzie i spłynął po burtach jak woda. Księżyc na moment zbladł, a na cienkiej skórze fiordu przestały drżeć drobne fale. Cisza spadła na osadę jak futrzany płaszcz. — O nie — szepnął Ivar. — Tego nie słyszał nikt. Nawet psy. Edda powoli odłożyła róg. Objął ich chłód, ale nie taki zwykły, nocny; ten był głębokim zimnem, które pamiętało bardzo stare zimy. Gdzieś daleko, za Zębami Trolla, jakby pod wodą, rozległ się długiii, basowy ton. Nie był to dźwięk ich rogu. Nie był też wesoły głos od ogniska. To było wołanie, na które fiord odpowiedział drżeniem. — Słyszałeś? — Edda przycupnęła, jakby chciała stać się cieńsza od cienia. Ivar nie odpowiedział. Patrzył za burtę. Z mgły, która zaczęła toczyć się po wodzie niczym mleko z przewróconego dzbana, wyłonił się kanciasty cień. Najpierw myślał, że to głaz. Potem zobaczył pionową linię — maszt. Statek. Płynął wolno, bez wioseł, bez ludzi na pokładzie. Jego żagiel był poszywany z łat tak jasnych, że w księżycu wyglądały jak żebra wielkiej ryby. — Ktoś idzie do nas — wyszeptał Ivar, chociaż wiedział, że żaden człowiek nie stoi przy sterze. — Albo coś. Smocza głowa Srebrnego Gromu zaskrzypiała, jakby drewno się rozciągnęło. Edda poczuła delikatne drżenie pod dłońmi. Rysy rzeźby — dotąd nieruchome i dumne — zdawały się wyostrzyć, a oczy smoka połyskiwały teraz trochę jaśniej niż runy. Dziewczynka i chłopiec spojrzeli po sobie. Coś w nich chciało krzyczeć na pomoc, ale inna część — ta, która lubi pieśni sele i zorzę nad fiordem — kazała im milczeć i patrzeć. Cień statku rósł. Mgła smagała mu burtę, a jonki fal rozmazywały gwiazdy w jego odbiciu. Woda dotąd jędrna i ruchliwa leżała teraz gładko jak skóra wieloryba. Gdzieś w pobliskich krzakach zachrobotał głuszec, potem przyszła znowu całkowita cisza. I wtedy coś lekkiego stuknęło w deskę przy ich stopach. Krucze pióro. Spadło z belki nad nimi. Czarny, błyszczący kształt otarł się o powietrze i przysiadł na knadzie. Wroni dziób styk, styk, zastukał trzy razy, jakby liczył. — Edda — Ivar ledwie poruszył ustami. — Nie ruszaj się. Z mgły dotarł nowy dźwięk, krótszy i wyższy, jak przeciągnięta po lodzie struna. Edda znów poczuła pod palcami ten drobny znak przejścia, ukryty pod łuską smoka. Przez ułamek sekundy miała pewność, że drakkar słucha, jakby był żywy. Że czeka na odpowiedź tak samo jak oni. W tym samym momencie woda obok burty poruszyła się, jakby fiord nabrał tchu. Na powierzchni pojawił się ciemny kształt. Najpierw krawędź — gładka i twarda — potem drugi błysk, jakby oko. Coś musnęło deski łodzi od zewnątrz, bardzo delikatnie, raz, drugi... a potem zapukało w burtę po raz trzeci, wyraźnie, z głębokim echem, prosto spod Srebrnego Gromu.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 5
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.