Sekret pod Starym Dębem

Tosia znowu się spóźniała. Biegła przez podwórko, omijając burego kota sąsiadki, aż w końcu dopadła furtki, gdzie już czekał na nią Michał, opierając się o rower.
– No wreszcie! – westchnął z udawaną złością, ale oczy mu się śmiały.
Tosia pokazała język i poprawiła plecak, z którego wystawała latarka i notatnik.
– Chodź, zanim zacznie padać, musimy zdążyć do Starego Dębu! – zawołała.
Wyruszyli przez pola i łąki, które już lekko żółkły od sierpniowego słońca. Las był ich ulubionym miejscem – cichym, pełnym szeleszczących liści, zapachu mchu i... tajemnic. Stary Dąb stał na jego skraju, ogromny, z dziuplą tak dużą, że Michał mógłby w niej schować się cały.
– Słyszałam, że w dziupli mieszka lis. – Tosia rozglądała się uważnie.
– Lis? Raczej krasnoludek, jak już! – Michał wyciągnął z kieszeni kompas, który dostał od dziadka.
Gdy doszli do drzewa, wiatr zaczął szemrać w liściach, a chmury zgęstniały. Tosia nachyliła się i zauważyła na korze dziwne znaki – przypominały spirale i strzałki.
– Widzisz to? – szepnęła.
Michał podszedł bliżej. Dotknął palcami wyżłobienia, a nagle korzenie dębu zadrżały i zaczęły się rozchylać. Z wnętrza drzewa zamigotało niebieskie światło, a w pniu pojawił się krąg przypominający drzwi.
Oboje wstrzymali oddech. Z wnętrza portalu dobiegł ich cichy szept, tak jakby ktoś – albo coś – zapraszało ich do środka. Tosia spojrzała na Michała, a jego oczy świeciły podekscytowaniem i trochę strachem. Portal pulsował światłem, a z głębi drzewa zaczęły wydobywać się dźwięki, jakby cały las grał niewidzialną melodię.
– Wchodzimy? – szepnęła Tosia.
Oboje wyciągnęli ręce i...
Autor zakończenia: