Skarb pod Starym Dębem

Marysia od zawsze lubiła chodzić do lasu. Szczególnie do ulubionego zakątka, gdzie rósł ogromny, rozłożysty dąb. Drzewo było tak stare, że pamiętało pewnie jeszcze rycerzy i pradawne legendy. W ciepłe popołudnia siadała na jego grubych korzeniach i czytała książki albo rysowała to, co widzi dookoła.
Tego dnia czuła, że coś się wydarzy. Ptasie śpiewy brzmiały jakoś inaczej, a światło zachodzącego słońca układało się w niespotykane wzory na mchu. Siedząc pod dębem, zauważyła na ziemi niewielki, płaski kamień z dziwnymi znakami. Kamień lśnił delikatnie, choć w pobliżu nie było żadnych błyskających rzeczy.
— Może to fragment jakiegoś starego zegara? — zastanowiła się Marysia, oglądając znalezisko z każdej strony. Był chłodny i gładki, lecz kiedy dotknęła środka, poczuła lekkie mrowienie w palcach. W tej samej chwili dąb zaszelescił gałęziami, choć nie wiał wiatr.
Marysia podskoczyła, rozejrzała się, ale wokół nikogo nie było. Nagle usłyszała cichy głos: — Dobrze, że znalazłaś mnie... — rozległo się szeptem zaraz koło jej ucha. Dziewczynka zamarła. To nie był głos żadnego ptaka ani wiewiórki. Wokół rozchodził się zapach świeżo upieczonego chleba i czerwonych jabłek, choć w plecaku nie niosła żadnej przekąski.
Marysia podniosła oczy i zobaczyła jasny promień światła, który wydawał się prowadzić ją wokół drzewa. Z każdym krokiem czuła się coraz lżejsza, jakby ziemia pod stopami stawała się miękka jak poduszka. A potem, tuż pod najgrubszym korzeniem dębu, zauważyła coś jeszcze. W ziemi tkwił niewielki, złoty kluczyk.
Zanim zdążyła go dotknąć, poczuła, jak ziemia zaczyna delikatnie drgać, a wokół niej pojawiają się coraz wyraźniejsze, kolorowe światła. Coś niezwykłego miało się wydarzyć...
Autor zakończenia: