Czy wiesz, że?

Skrzynka Szeptów


Skrzynka Szeptów
Deszcz przyklejał liście do chodnika, a topole przed szkołą szeleściły tak cicho, jakby bały się głośno oddychać. Maja stała na progu „Szkoły Pod Topolami” i ściskała ramiączko plecaka. W brzuchu miała węzeł — nie taki porządny, jak u harcerzy, tylko niesforny, który zaciska się tym mocniej, im bardziej próbujesz udawać, że go nie ma. — To tylko nowy korytarz — szepnęła do siebie. — Korytarze wszędzie pachną tak samo: mokrymi kurtkami i kredą. Weszła. Z kaloryfera biło ciepło, ktoś przemykał z gitarą, a na tablicy ogłoszeń wisiał plakat chóru szkolnego z kolorowymi nutami. Maja odwróciła wzrok, bo nuty kojarzyły jej się z wieczorami u taty, który został daleko, za górami, z pracą, która nie mieściła się w walizce. — Maja? — Pani Sowa wyłoniła się z sali 5A. Miała miękki, zielony sweter i uśmiech, który przypominał ciepłą herbatę z miodem. — Zapraszam. To twoja nowa klasa. Damy radę, dobrze? Maja skinęła głową. Chciała powiedzieć „jasne”, ale słowo ugrzęzło gdzieś między sercem a gardłem i nie trafiło do ust. W sali było jasno. Ktoś z tyłu machnął ręką. — Hej, jestem Kuba — powiedział chłopak z kręconymi włosami i piórnikiem w kształcie rekina. — Pokażę ci, gdzie jest wszystko. No, prawie wszystko — dodał szeptem, jakby mówił coś superważnego. „Prawie wszystko?” — pomyślała Maja, siadając w ławce przy oknie. Za szybą krople deszczu ścigały się jak kulki z kulodromu. Pani Sowa rozdała zeszyty. Na okładce widniało logo szkoły: liść topoli w kształcie serca. — Zanim zaczniemy, przypomnę wam o naszym pudełku — powiedziała nauczycielka, wskazując drewnianą skrzynkę na parapecie. Była ciemnoniebieska, z drobnymi srebrnymi kropkami i narysowanymi chmurami. — Skrzynka Szeptów. Jeśli coś was uwiera, jeśli macie w sercu ule, a w brzuchu węzły — możecie wrzucić tu karteczkę. Zmartwienie, radość, pytanie. Nie podpisujemy, jeśli nie chcemy. Czasem odpowiadam ja, czasem dorośli, a czasem… — urwała, uśmiechając się zagadkowo. — Czasem odpowiedź przychodzi w inny sposób. „W inny sposób?” — Maja spojrzała na skrzynkę ostrożnie, jak na stół do eksperymentów. Na skrzynce była przyklejona kartka z napisem: „Zostaw to, czego nie chcesz nieść samodzielnie”. Dobrze by było zostawić cały ten węzeł. Na przerwie Kuba zagadał: — U nas krąży opowieść, że skrzynka odpowiada, jeśli napiszesz naprawdę, naprawdę prosto z serca. — Wykonał teatralny gest nad sercem. — Mnie kiedyś oddała kartkę w kształcie gwiazdki. Nożyczkami z brokatem ktoś to wyciął. Dziwne, nie? — Dziwne — przyznała Maja, a w środku zrobiło jej się albo ciaśniej, albo luźniej, nie była pewna. — A jeśli ktoś zrobi sobie z tego żart? Kuba wzruszył ramionami. — Wtedy nic się nie dzieje. Albo pani Sowa mówi, że na żart to jest kosz, a nie skrzynka. Po matematyce, gdy klasa wylała się do szatni, Maja została na chwilę. Wyjęła z zeszytu małą kartkę. Przez moment patrzyła na czysty papier, aż w końcu długopis zaczął sam pisać. „Jestem nowa. Mam jedenaście lat i czuję się, jakbym miała pięć. Boję się, że jak coś powiem, wszyscy usłyszą, że mi drży głos. Złoszczę się, że się przeprowadziliśmy. Tęsknię za Tatą. W nocy serce dudni tak, jakby grało na perkusji. Nie wiem, co zrobić z tymi wszystkimi uczuciami. Nie mieszczą się we mnie”. Podwinęła rogi kartki i wsunęła ją do Skrzynki Szeptów. Drewno cicho stuknęło. Maja nagle poczuła głupią chęć, by przeprosić skrzynkę, że włożyła do niej coś ciężkiego. Zamiast tego odsunęła się i szybko wyszła. Reszta dnia przetoczyła się jak pociąg, który nie zatrzymuje się na jej peronie. Na historii Maja narysowała w zeszycie węzeł, który udawał, że jest chmurą. Na polskim usłyszała swoje imię, lecz to był tylko głos pani Sowy, która pytała o metafory. Przy obiedzie zjadła tylko ziemniaki, zostawiając kotlet, bo węzeł nie lubił kotletów. Gdy wracała z korytarza po plecak, minęła skrzynkę jeszcze raz. Coś żółtego wystawało ze szczeliny. Maja obejrzała się. Korytarz był prawie pusty, tylko woźny ciągnął wiadro i nucił pod nosem. Podeszła nieśmiało. To była koperta. Żółta jak słońce z kredy. Na przodzie, ładnym, równym pismem, ktoś napisał: „Maja L.” Serce Majki stuknęło o żebra. Chciała powiedzieć „przecież miało być anonimowo”, ale głos znów nie trafił do ust. Wsuwając kopertę do kieszeni, poczuła, że papier pachnie lipową herbatą i kurzem z biblioteki. W szkolnej bibliotece było cicho jak pod kołdrą. Usiadła między regałami i ostrożnie otworzyła kopertę. W środku była cienka karteczka, jak z notatnika muzyka. Na karteczce rysunek dzwonu i kilka zdań, pochylonych, jakby ktoś pisał na kolanie: „Twoje uczucia mają głos. Posłuchaj ich w miejscu, gdzie dźwięk mieszka dłużej niż słowo. Przyjdź, kiedy cisza jest najgłośniejsza. Sala 104. Ostatni dźwięk dnia”. Maja zamarła. Brzmiało to jak żart, jak zabawa, jak coś, co wymyśliłby Kuba. Ale to nie było jego pismo, a poza tym… Poza tym ktoś wiedział jej nazwisko. Poczuła, jak węzeł w brzuchu zjeżdża trochę niżej i zmienia kształt. Już nie był kulą, był raczej supłem, który można palcami rozwiązać, gdy tylko trafi się na odpowiednią nitkę. — Sala 104… — wyszeptała. — Muzyka. Została w bibliotece do ostatniej lekcji. Spoglądała na zegar z mosiężnymi cyframi. Minuty sunęły wolno, każda robiła po drodze mały przysiad. Wzięła z półki książkę o instrumentach i trafiła na zdjęcie starego dzwonu. Podpis głosił, że dzwony potrafią „nieść emocje z miejsca na miejsce”. Maja musnęła palcem fotografię. Czy uczucia można „nieść”? Czasem tak, czasem one niosą ciebie. Ostatni dzwonek zabrzmiał najpierw jak zwykle: pewnie, krótko, bez zaskoczeń. Zwykły czwartek. Potem jednak coś zostało w powietrzu. Jakby dźwięk nie chciał odejść. Korytarze szybko się wyludniły, plecaki zniknęły, a na podłodze zostały tylko pojedyncze ślady mokrych butów. Maja stała przed drzwiami do sali 104. Były uchylone tylko na szerokość ołówka. Z wnętrza sączył się pasek światła, który rozcinał ciemność korytarza jak nożyk do papieru. — Głupie — mruknęła do siebie, ale w dłoni wciąż miała kopertę, jak talizman. Popchnęła drzwi. Sala muzyczna pachniała politurą i starym drewnem. Instrumenty stały w rządkach, przykryte cienkimi pokrowcami: bębny pod płócienną chmurą, wiolonczela owinięta jak w koc, fortepian z zamkniętym wiekiem, które przypominało uśpioną powiekę. Na środku, na drewnianym stojaku, spoczywał dzwon. Nie wielki, nie kościelny, tylko szkolny, mosiężny, z uchwytem z ciemnego drewna. Pod nim leżała pałka owinięta filcem, jak różdżka, która zapomniała, że jest różdżką. Na tablicy kredą ktoś napisał: „Cześć, Maju”. Litery były okrągłe, jakby to słowo uśmiechało się do niej. Maja przełknęła ślinę. Nie dotykała kredy. Nie dotykała niczego. I wtedy usłyszała melodię. Ledwo słyszalną, jak wspomnienie. Kilka nut, które znała aż za dobrze. Kołysanka, którą babcia śpiewała jej, kiedy miała gorączkę i gorące czoło. To było niemożliwe. Babcia mieszkała daleko. W sali nikogo nie było. Dzwon poruszył się odrobinę, nie w górę, nie w dół, tylko tak, jak rusza się oddech. Powietrze zadrżało. Druga nuta rozlała się po sali jak miód po łyżce. Maja poczuła, że jeśli zrobi krok, stanie się coś, czego nie umie jeszcze nazwać. I że chce to nazwać. Zbliżyła się do dzwonu. Metal był chłodniejszy niż jej palce. Przejechała po nim opuszkami, a serce zagrało jeden, krótki takt — bum. Dźwięk odpowiedział cichutkim drżeniem, jakby ktoś dotknął również ją. — Nie bój się — ktoś powiedział, lecz głos mógł być też tylko echem jej własnej myśli. Za zasłoną przy oknie coś zaszeleściło. Maja odwróciła się gwałtownie. Tkanina poruszyła się znowu — może od przeciągu, a może nie. W świetle popołudnia widać było drobinki kurzu, które wirowały jak śnieg w kuli z pamiątkami. — Hallo? — odezwała się, i tym razem jej głos wyszedł z niej naprawdę. — Ktoś tu jest? Nie było odpowiedzi. Tylko cichutko zapiszczała podłoga, jakby coś stanęło na luźnej desce. Maja zrobiła krok. Czuła, że złość i tęsknota i wstyd i odwaga mieszają się jej pod skórą jak farby w słoiku. Wyciągnęła rękę do zasłony. Palce zacisnęły się na brzegu materiału. Tuż przed tym, jak pociągnęła, usłyszała wyraźny, bliski szept, tuż przy uchu, tak ciepły, jakby ktoś stał zaraz obok: — Maju…


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 16
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.