Stacja Orbitron i zaginione sygnały

Stella zawsze marzyła o podróży w kosmos. Kiedy dostała się na Letni Obóz Astronautów, nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Zwłaszcza że razem z nią wyjeżdżał jej najlepszy przyjaciel, Olek, który znał wszystkie planety na pamięć i potrafił rozbawić nawet najbardziej naburmuszonego robota.
Obóz mieścił się na ogromnej Stacji Orbitron, zawieszonej wysoko nad Ziemią. Przez okna widać było błękitną kulę planety, snujące się chmury i rakiety, które czasem mignęły na tle gwiazd. Na stacji było wszystko, co kochali: laboratoria, symulatory lotów, długie korytarze, a nawet własny ogród z tajemniczą, purpurową rośliną, która świeciła w ciemności.
Pierwszego dnia po zapoznaniu z resztą załogi i przejściu szkolenia, Stella i Olek dostali pozwolenie na samodzielne zwiedzanie stacji. Postanowili zbadać najbardziej zapomnianą część Orbitronu – starą sekcję techniczną, do której prawie nikt już nie zaglądał.
Korytarze w tej części były ciemniejsze, a powietrze pachniało kurzem i... czymś jeszcze, czego żadne z nich nie umiało opisać. Idąc ostrożnie, usłyszeli ciche, elektroniczne popiskiwanie. Zatrzymali się pod drzwiami z napisem: „Laboratorium Sygnałów – Wstęp tylko dla personelu”.
– Słyszysz to? – szepnęła Stella.
– To chyba jakiś sygnał – odpowiedział Olek, wyciągając kieszonkowy detektor.
Drzwi były lekko uchylone. Przez szparę sączyło się migające, niebieskie światło. Olek spojrzał na Stellę, a ona wzruszyła ramionami – oboje byli równie ciekawi. Wsuwając się do środka, zobaczyli stare ekrany, pokryte warstwą kurzu. Jeden z nich błyskał wiadomością w nieznanym języku, a obok, na biurku, leżał dziwny, pulsujący kryształ.
Nagle detektor Olka zaczął wariować. Dźwięki, jakie z siebie wydawał, nie przypominały żadnego znanego sygnału. Stella chciała dotknąć kryształu, gdy nagle wszystkie światła w laboratorium zgasły, a w ciemności rozbłysły dziesiątki małych, zielonych światełek...
Autor zakończenia: