Stara księga

Babcia zawsze miała w domu pełno książek – stare, grube tomy z pożółkłymi kartkami i zapachem, który przypominał mi jesienne wieczory przy kominku. Ale ta książka, którą mi dała... była inna.
Była stara, ale nie zakurzona. Jakby ktoś właśnie położył ją na stole, choć wyglądała na setki lat. Miała okładkę z czarnej skóry, na której wyryto dziwne symbole, i nie było na niej żadnego tytułu.
— To dla Ciebie. – Babcia uśmiechnęła się tajemniczo. – Ale pamiętaj: otwórz ją dopiero, gdy będziesz gotowy.
Gotowy? Na co?
Oczywiście, nie mogłem czekać. Kiedy tylko wyszła z pokoju, usiadłem na podłodze i powoli otworzyłem pierwszą stronę.
I wtedy... stało się coś dziwnego.
Wiatr poruszył firanką, choć okno było zamknięte. Litery na stronie zaczęły się ruszać. Nie tak, jak w książkach z animacjami – dosłownie unosiły się nad papierem, świecąc jak złoty pył.
A potem – jedna z liter odleciała. Po prostu wyskoczyła ze strony i zatańczyła w powietrzu, jakby była żywa. Za nią druga. I kolejna. W jednej chwili cała strona rozpłynęła się w powietrzu, a ja nie widziałem już słów, tylko wirujące światło.
I wtedy... coś zaczęło się ze mną dziać.
Poczułem, jak podłoga ucieka mi spod nóg. Po chwili wszystko zniknęło a ja wylądowałem w czymś, co przypominało... świat złożony z liter i symboli. Wszystko wokół mnie było zapisane – góry zbudowane z wielkich „M”, rzeki płynące jak ciągi liter.
A przede mną stała postać, którą dobrze znałem z opowiadań babci.
— Witaj, młody pisarzu. Czekałem na Ciebie.
Autor zakończenia: