Szept w Jaskini Smoków
W wiosce pod stromą skałą czekała Jaskinia Smoków. Dorośli omijali ją szerokim łukiem, nawet w upały. Lena znała opowieści babci o ognistych gardłach i skarbach, ale ciekawość była silniejsza. Dziś była pełnia i wiatr niósł dziwny szept: wracaj. Kacper parsknął śmiechem i tylko wzruszył na to ramionami. – Szepty to tylko echo – powiedział, gdy Lena podniosła latarkę. – Sprawdzimy to i wrócimy przed świtem, zaraz, obiecuję.
Kamienie przy wejściu były gładkie jak kości, a w środku było cieplej niż na dworze; czuć było dym i sól. Krople kapały równym rytmem, jakby liczyły kroki. Lena świeciła po ścianach i nagle zobaczyła rysunek: smocze skrzydło wyskrobane pazurem, świeże i ostre. – Kto to zrobił? – szepnął Kacper. – Może on sam – odparła spokojnie.
Dalej leżał pęknięty kamień, a pod nim żółta łuska. Była ciepła, jakby oddychała pod skórą dłoni. Powietrze zaszumiało, jak w piecu przed burzą. – Słyszysz to, Lena? – Kacper ścisnął rękaw Leny. Z ciemności dobiegł metaliczny dźwięk, jak rozciągana lina. Potem drugi, niższy, brzmiący jak leniwe uderzenie serca.
Na dnie groty widać było błyszczącą taflę wody. Krągły cień przesunął się pod powierzchnią i zniknął. Lena podniosła łuskę, a światło latarki trzasnęło i zgasło. Ciemność falowała razem z ciężkim oddechem jaskini. Coś poruszyło kamykami tuż obok ich butów. Z mroku zamigotało jedno wielkie oko, zielone jak staw po deszczu. – Nie uciekaj – powiedział głos, nie wiadomo skąd.
Autor zakończenia:
English
polski
Co było dalej?