Szkoła przy ulicy Baśniowej

Julka zawsze uważała swoją szkołę za bardzo zwyczajną. Nawet jej budynek – szary, z dużymi oknami i skrzypiącymi schodami – wydawał się taki jak wszystkie inne. Ale wszystko się zmieniło pewnego ponurego poniedziałku, kiedy dostała nowy zeszyt do matematyki. Był gruby, oprawiony w jasnoniebieską okładkę, a na jego wewnętrznej stronie ktoś nabazgrał nieczytelny symbol kredą.
Zanim Julka zdążyła usiąść w ławce, do klasy wpadł Witek, jej najlepszy kolega. Był cały rozczochrany i podniecony. Rozglądał się nerwowo, jakby szukał czegoś lub… kogoś. — Julka, musisz to zobaczyć! — szepnął, ciągnąc ją w stronę tablicy. Na jej powierzchni, pomiędzy równaniami zapisanymi przez panią Ziętkę, pojawiły się dziwne, połyskujące znaki, które pulsowały słabym światłem.
Julka zamrugała, by lepiej się przyjrzeć. Zamiast zwykłych liczb i liter, znaki zaczęły układać się w wzory przypominające labirynty, a potem – ku ich zdumieniu – powoli płynęły po tablicy, przesuwając się jakby miały własną wolę. Nagle jedno z równań oderwało się od tablicy, zakręciło w powietrzu i cicho spadło na podłogę, zamieniając się w maleńką kredową kulkę.
Witek nachylił się i podniósł kredową kulkę. W tej samej chwili w klasie rozległ się cichy szum, jakby wiatr przebiegł pomiędzy ławkami. Kulka rozwinęła się na jego dłoni, odsłaniając w środku maleńką, falującą mgiełkę. Julka z przerażeniem i fascynacją patrzyła, jak mgiełka zaczyna wirować szybciej i szybciej, aż nagle…
— Przestań! — krzyknęła Julka, ale było już za późno. Cała klasa zawirowała, kolory zaczęły się mieszać, a dźwięki stały się dziwnie rozciągnięte. W jednej chwili Julka poczuła, jakby znalazła się w zupełnie innym wymiarze. Przed nią i Witkiem pojawiły się drzwi – wysokie, jasne i… zamknięte na klucz, którego nie było.
Tylko gdzie są wszyscy inni? Co znajduje się za tymi drzwiami? Julka spojrzała na Witka i wiedziała, że właśnie rozpoczyna się coś niezwykłego…
Autor zakończenia: