Szkolny Klub Niezwykłych Wynalazków

Basia Wróbel miała dwa pewniaki: najlepszą kolekcję śmiesznych gumek do ścierania w klasie oraz niepohamowaną wyobraźnię. Filip Grzelak potrafił naprawić wszystko, nawet pilot do szkolnego projektora (chociaż teraz przeskakiwał tylko na kanał z bajkami o ślimakach). Olgierd Witek natomiast uwielbiał rysować techniczne schematy nawet na marginesach zeszytów od biologii. Ta trójka, zupełnie przypadkiem, postanowiła pewnego poniedziałku zamienić nudną salę 23 w Centralę Szkolnego Klubu Niezwykłych Wynalazków (w skrócie: SKNW).
Basia rozłożyła kolorowe pudełko po butach, Filip przyniósł zestaw śrubek i sprężyn wyciągniętych nie wiadomo skąd, a Olgierd położył przed nimi swój najnowszy rysunek: "Automatyczny Stawiacz Prac Domowych". Urządzenie miało maluśkie rączki do przyklejania naklejek z ocenami, lampki ostrzegawcze i – tu Basia już się śmiała – dźwignię z napisem "Awaria? Kopnij tutaj".
Akcja ruszyła! Najpierw wynaleźli turbo-lunetę z pudełka po chipsach. Niestety, Filip przez nią tylko zobaczył, że Jerzyk z 4B właśnie podjada jego kanapkę. Potem Olgierd skonstruował Automatycznego Rozwiązywacza Równoległoboków, który (przez małe zamieszanie z kablami) zaczął świecić różowym światłem na uszy każdego, kto zbliżył się do tablicy…
Wszystko szło fantastycznie, dopóki nie zjawiła się Pani Jola – woźna znana z tego, że potrafiła znaleźć żelkowatego misia nawet w najgłębszym zakamarku dziecięcego plecaka. Wciągnęło ją do sali przez zupełny przypadek, kiedy Basia próbowała ustawić turbo-lunetę na opakowaniu słomki do picia. Pani Jola spojrzała spode łba i westchnęła:
– Co tym razem wybuchło?
Wtedy właśnie, zza szafy, rozległo się podejrzane brzęczenie, a drzwiczki od szafki z przyborami powoli się uchyliły… Przez szparę wyleciał mały, żółty śmigłowiec zrobiony z patyczków po lodach. Machał skrzydełkami jak szalony, a na jego pokładzie siedziała dziwna, pluszowa żaba w hełmie z nakrętki po mleku.
Filip jęknął:
– O nie… To chyba nasz prototyp samo-latającego podajnika kanapek!
Żaba spojrzała na nich wyzywająco. Śmigłowiec zaczął obniżać lot nad głowami wszystkich, a Pani Jola zamknęła oczy i wyszeptała:
– Żeby tylko nie poleciał do pokoju nauczycielskiego…
Właśnie wtedy śmigłowiec szybko pikował w stronę uchylonych drzwi do korytarza.
Basia rzuciła się, by go złapać, Filip już wyciągał śrubokręt, a Olgierd panikował, czy żaba przypadkiem nie kliknęła czerwonego guzika „Start Misji”.
To, co wydarzyło się później, przerosło ich najdziksze oczekiwania…
Autor zakończenia: