Tajemnica przy młynie
Zosia lubiła stary młyn nad rzeką, szary i skrzypiący. Co popołudnie siadała na pomoście z małym notesem. Liczyła kaczki, spisywała ślady na błotnistym brzegu. Obok kręciła się Figa, kundelek o czarnych łatkach. Figa węszyła między deskami i piła wodę z dłoni Zosi. Tego dnia rzeka była cicha, a wiatr pachniał sianem.
Nagle w trzcinach zapiszczało coś cieniutko, jak gwizdek. Figa podskoczyła i nastawiła uszy. Z gąszczu wyskoczyła sroka z czymś srebrnym w dziobie. Przysiadła na poręczy i upuściła kółko u stóp Zosi. To był brelok z maleńką blaszką w kształcie łapy. Na metalu wygrawerowano literę M i cztery kropki. Sroka zaklekotała, jakby mówiła: za mną. Potem skoczyła w stronę młyna.
Zosia schowała brelok do kieszeni i ruszyła za ptakiem. Figa dreptała ciasno przy nodze. Na podwórzu młyna panował dziwny ruch. Na płocie siedziały dwa koty z sąsiedztwa. Z trawy wysunął się jeż, jak mała kolczasta piłka. W cieniu topoli błysnęły rude uszy, po czym znikły. Znowu zabrzmiał ten wysoki pisk, tym razem ze środka budynku. Drzwi stały uchylone, a próg znaczyły mokre ślady. Były różne: ptasie, kocie i jakieś nieznane, szerokie. Układały się w linię, jak strzałki do samego koła.
Zosia ścisnęła pasek latarki i odetchnęła głęboko. „Zostajesz przy mnie, Figa,” szepnęła. Podeszła dwa kroki i zajrzała w ciemność między belkami. Coś poruszyło się na belce, jak cień z piórami. Zobaczyła błysk żółtych oczu i skórzany pasek z tą samą łapą. Pisk rozciął powietrze tak blisko, że zadrżały deski. A potem spod koła wystawiła się powoli…
Autor zakończenia:
English
polski
Co było dalej?