Tajemnica Zielonej Wieży

Nikt w miasteczku nie wierzył w Zieloną Wieżę. Nawet nauczycielka historii śmiała się, gdy Tymek, jedenastolatek z burzą rudych włosów, o niej wspomniał. Ale on wiedział swoje – od babci słyszał opowieści, że pośrodku Starego Lasu stoi wieża, którą widać tylko podczas pełni księżyca.
W tę szczególną noc Tymek namówił swoją najlepszą przyjaciółkę Igę, żeby wybrali się tam razem. Oboje byli ciekawi i nieco przerażeni. Przesuwali się ostrożnie przez zarośla, a serca biły im szybciej z każdym krokiem. Ich latarki rzucały niespokojne cienie na omszałe drzewa.
Nagle księżyc wyjrzał zza chmur, a między drzewami zamigotał dziwny blask. Iga szepnęła:
– Widzisz to? To chyba... ona!
Wieża była zielona jak wiosenna trawa i wydawała się zbudowana z liści oraz gałęzi. Miała krzywy dach i wąskie okna. Drzwi same się uchyliły, ukazując spiralne schody prowadzące w górę. Na jednym ze stopni leżał stary, połyskujący klucz.
Gdy weszli do środka, poczuli ciepło i dziwną lekkość, jakby podłoga pod nimi oddychała. W powietrzu unosił się zapach leśnych ziół i... odrobiny magii. Nagle drzwi za nimi zatrzasnęły się z hukiem, a klucz zniknął!
Nad ich głowami rozległ się cichy, melodyjny głos:
– Ci, którzy odnajdą Zieloną Wieżę, muszą rozwiązać jej zagadkę, zanim zniknie wraz ze wschodem słońca...
Dzieci spojrzały na siebie z szeroko otwartymi oczami. Ze ścian zaczęły wyrastać prowadzące donikąd drzwi, a pod ich stopami pojawiła się świetlista mapa. Musieli wybrać jedną z dróg, ale każda wyglądała równie tajemniczo...
Autor zakończenia: