Wejście do Kiedy
Deszcz bębnił o dach biblioteki, gdy Lena wspinała się na strych. Miała jedenaście lat i lubiła naprawiać drobiazgi. Olek świecił latarką i udawał, że jest odkrywcą. Pomiędzy skrzyniami stała skrzynka z kartką: „Nie dotykaj. Zegar”. Lena nie lubiła takich zakazów. Podniosła wieko. W środku leżał mosiężny zegarek kieszonkowy, chłodny jak lód. Sekundnik poruszał się wstecz, cicho tykając. — Widzisz to? — szepnął Olek. — Może jest zepsuty. — Albo działa inaczej — odparła Lena i nacisnęła koronkę.
Szkiełko pękło i rozlało mleczne światło, ale nic się nie stłukło. Na wewnętrznej klapce ktoś wyrył datę, tylko zapisaną od końca. Pod datą widniało zdanie: „Ustaw godzinę, wejście się otworzy”. Olek połknął ślinę. — Wejście dokąd? — Do kiedy — poprawiła go Lena. Ustawiła wskazówki na godzinę, której nie było w planie dnia. Powietrze zgęstniało. Kurz zatańczył spiralą. Z dołu dobiegł inny zapach, jakby węgiel palił się w piecu. Słyszalny stał się daleki dzwonek tramwaju, choć w Brzezinach nie jeździły tramwaje.
W kącie zaskrzypiał stary stojący zegar, choć od lat był zatrzymany. Tyknięcia zlały się w jeden, głuchy puls. Na podłodze pojawił się okrąg ze światła, jak rzucony hula-hop. — Lena, to się robi poważne — powiedział Olek, cofając się o krok. Zegarek w jej dłoni drgnął i pociągnął rękę ku kręgowi. — Słyszysz? — spytała. Rozległ się śmiech dziecka, cichy, ale bliski. Światło rozwarło się jak drzwi do innego dnia. Cień stanął w progu i poruszył się w ich stronę.
Autor zakończenia:
English
polski
Co było dalej?