Wikingowie i Zaczarowany Fiord

Na dalekiej północy, gdzie lodowe góry odbijają się w krystalicznie czystej wodzie fiordu, wioska Thorgard tętniła życiem. Dzieci biegały pomiędzy dymiącymi chatami, a na brzegu wiązano smocze łodzie, szykując się do wyprawy. Pośród tego gwaru wyróżniała się trójka przyjaciół: Ingrid, która zawsze miała kieszenie pełne drobiazgów, Erik, syn kowala, silny jak mały niedźwiedź, i Liv, która znała wszystkie opowieści starszyzny.
Właśnie trwało święto przełomu zimy, kiedy dzieci wymykały się do lasu, by szukać skarbów ukrytych pod śniegiem. Tego dnia Ingrid znalazła coś dziwnego: stary róg z runami, częściowo przysypany mchem tuż przy wejściu do skalnej jaskini. Był ciężki i zimny, a runy mieniły się srebrzyście, choć słońce już zachodziło.
— Spójrzcie! — zawołała Ingrid, pokazując znalezisko przyjaciołom. — To chyba coś bardzo starego!
Liv pochyliła się nad runami, próbując je rozszyfrować. — Niektóre z tych znaków znam ze starych opowieści. Mówią o... o czymś ukrytym głęboko pod ziemią.
Erik, zawsze chętny do przygód, już zapalał pochodnię. — Chodźmy do jaskini! Może tam znajdziemy więcej!
Już od wejścia jaskinia wydawała się dziwna. Echo odbijało się od ścian, a gdzieś w głębi słychać było cichy szmer. Gdy weszli dalej, poczuli pod stopami jakby drżenie ziemi. Nagle Ingrid, idąc przodem, zatrzymała się gwałtownie.
— Patrzcie! — szepnęła, wskazując przed siebie.
Na ścianie jaskini, tuż za ostrym zakrętem, coś się poruszyło. W półmroku zamigotał dziwny cień, a z głębi wyłonił się ogromny zarys... Czy to był smok, czy tylko stary posąg? Przyjaciele wymienili zaskoczone spojrzenia. Nagle ciszę przeciął cichy pomruk i w ciemności rozbłysły dwa żółte ślepia...
Autor zakończenia: