Zaginiony dzwon z wieży starej szkoły

Nad miastem zawisło popołudniowe słońce, rozświetlając ceglaste ściany starej szkoły, której wieża od lat była zamknięta na cztery spusty. Janek zawsze marzył, żeby wspiąć się na jej szczyt, ale wszyscy mówili, że to niebezpieczne i lepiej tam nie zaglądać.
Pewnego dnia, gdy zbierał z Polą kasztany na boisku, zobaczyli coś niezwykłego. Za zamkniętą kratą, tuż przy murze, leżał stary, pokryty kurzem klucz. Obok znajdowało się coś jeszcze – ślady butów, które prowadziły w kierunku wieży. Pola przyklękła, by lepiej się przyjrzeć.
– Myślisz, że ktoś tu był? – zapytała szeptem.
Janek wziął klucz do ręki. Był ciężki i zimny.
– To chyba od tych drzwi przy wieży. Zobacz, nikt ich nie otwierał od lat.
Oboje popatrzyli na siebie z mieszanką ekscytacji i niepewności. Czy odważą się wejść, choć wiedzieli, że nie powinni?
Schowali klucz do plecaka i postanowili wrócić tu po lekcjach. Gdy wrócili, podkradli się do wieży, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Drzwi trzeszczały, kiedy wstawili klucz w zardzewiały zamek, ale po chwili otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Weszli do środka, a ich kroki odbijały się echem od kamiennych ścian.
Gdy wspinali się coraz wyżej po wąskich, krętych schodach, usłyszeli cichy dźwięk, jakby ktoś… płakał? A może to wiatr zawodził w starych deskach? Nagle Pola zauważyła na stopniu niewielką szkatułkę. Położyła na niej rękę.
– Patrz! Ktoś tutaj coś zostawił!
W tej samej chwili na szczycie rozległ się metaliczny huk i coś potoczyło się po podłodze wieży. Janek i Pola zamarli w pół kroku. Czy byli tu sami? A może ktoś jeszcze ukrywał się w ciemnościach?
Zatrzymali się, wstrzymując oddech...
Autor zakończenia: