Zagubiona Melodia Wędrującego Lasu

Kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy śpiew Wędrującego Lasu, nikt nam nie uwierzył. Nawet babcia, która zawsze opowiadała najdziwniejsze historie, tylko uśmiechnęła się tajemniczo i pogłaskała pieska po łapce. Ale ja, Kuba, i moje dwie najlepsze przyjaciółki — Basia i Lena — wiedzieliśmy, że wydarzyło się coś niezwykłego.
Nasz dom znajdował się na końcu wioski, tuż przy granicy z lasem, którego drzewa wyglądały jakby pochylały się nad nami, słuchając naszych rozmów. Każdy tu mówił, że po zmroku nie wolno wchodzić między pnie, bo można się zgubić i nigdy nie wrócić. Ale to właśnie wtedy, gdy księżyc świecił najjaśniej, zaczynaliśmy słyszeć dźwięki — nie były to zwykłe pohukiwania sów czy szelest jeży. Przypominały bardziej odległe melodie, cichutkie nutki, jakby ktoś grał na harfie ukrytej wśród liści.
Pewnego wieczoru, tuż po tym jak słońce zniknęło za wzgórzami, Lena przybiegła do mnie, cała zadyszana, trzymając w ręce stary klucz.
– Znalazłam to na ścieżce, którą chodziłam z dziadkiem! – wykrzyknęła, pokazując nam przedmiot. Klucz nie był zwyczajny — miał spiralny trzonek, a na główce błyszczał wygrawerowany liść.
– Myślicie, że to coś oznacza? – Basia szeptała z szeroko otwartymi oczami.
Następnego dnia postanowiliśmy odnaleźć miejsce, do którego pasuje ten dziwny klucz. Wzięliśmy latarki, kanapki i... oczywiście mapę rysowaną przez nas od lat, pełną sekretnych oznaczeń: „Tutaj mieszkają krasnale”, „Drzewo-schronienie przed deszczem”, „Pajęczynowa polanka”.
Wędrówka przez las była inna niż zwykle. Powietrze pachniało słodko, a odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Doszliśmy do polany pełnej żółtych kwiatów, których nigdy wcześniej tu nie widzieliśmy. Na samym środku, tuż pod olbrzymim dębem, leżała metalowa szkatułka zamknięta na zamek z liściem, dokładnie takim samym, jaki widniał na kluczu.
Serce zaczęło mi walić jak młotem. Basia trzymała mnie za rękę, Lena z drżącymi palcami podniosła klucz i wsunęła do zamka. Kiedy zaczęła go przekręcać, w całym lesie rozległ się dźwięk jakby tysiące smyczków grało jednocześnie. Z drzew sfrunęły świetliki, a powietrze wokół nas rozbłysło setkami kolorowych światełek.
Nagle szkatułka otworzyła się sama...
Autor zakończenia: