Zagubiony Kompas Kapitana Błyskawicy

Na samym końcu portowego miasteczka, gdzie fale rozbryzgują się o stary kamienny falochron, stał opuszczony fort. Nikt nie wiedział, kiedy dokładnie go zbudowano, ale dzieci z okolicy nazywały go Fortem Morskiego Wiatru. Tam właśnie Lena, Krystian i Bartek spędzali prawie każde letnie popołudnie. Większość dorosłych uważała miejsce za zbyt niebezpieczne, ale dla trójki przyjaciół było to centrum świata, pełne zakamarków i niespodziewanych skarbów.
Pewnego lipcowego dnia, kiedy słońce świeciło tak mocno, że powietrze nad kamieniami wydawało się drgać, Lena wspięła się na najwyższą wieżyczkę fortu. W jej cieniu, ukryte w kamiennej wnęce, spoczywało coś metalowego. Dziewczyna pomachała kolegom i po chwili wszyscy troje stali wokół tajemniczego przedmiotu. To był stary, mosiężny kompas, pokryty pajęczynami i kurzem, a igła nieustannie drgała, jakby nie potrafiła wskazać północy.
"Zobaczcie!" – krzyknął Bartek. "Na spodzie jest wygrawerowany jakiś napis!". Chłopiec przetarł kompas swoją koszulką. Na metalu pojawił się wyraźny rysunek błyskawicy i słowa: "Podążaj za światłem, a znajdziesz to, czego szukasz".
Krystian podrapał się po głowie. "Może to po prostu zabawka?" – mruknął. Ale gdy Lena delikatnie obróciła kompas wokół własnej osi, igła zatrzymała się nagle, nie na północy, lecz w stronę gęstego, tajemniczego lasu rosnącego tuż za fortem. To był zakazany teren, ponoć pełen zapadlin i dziwnych zwierząt, o których krążyły najróżniejsze opowieści.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, a w powietrzu zawisła niepewność zmieszana z ekscytacją. "Co jeśli kompas prowadzi nas do czegoś niezwykłego?" – zapytała Lena, a jej oczy aż błyszczały z emocji. Zdecydowali, że podążą za wskazaniem igły. Każde z nich czuło, jak serce bije szybciej, gdy przekraczali granicę zarośli.
Cienie w lesie były dłuższe, a dźwięki przytłumione, jakby powietrze stawało się coraz gęstsze. Po kilku minutach marszu natrafili na zwaloną kłodę, która wyglądała zupełnie jak most prowadzący w głąb plątaniny gałęzi. Nagle kompas zaczął świecić delikatnym, niebieskim światłem, a igła wirowała szaleńczo.
Lena połknęła ślinę. "Czy widzicie to samo co ja?" – wyszeptała. Przed nimi, wśród paproci, wyłonił się zarys czegoś, co wcale nie przypominało zwykłego drzewa. Przypominało raczej... ogromne wrota, oplecione bluszczem i pokryte starymi runami.
Szmer liści przykuł ich uwagę – ktoś albo coś zbliżało się zza pleców…
Autor zakończenia: