Zatrzymany czas

Zegar na wieży ratusza stanął dokładnie o 3:17 w nocy.
W całym miasteczku zrobiło się dziwnie cicho. Nie taka zwykła cisza, jak nocą – raczej taka, która zapada między dwoma uderzeniami serca, gdy człowiek jeszcze nie wie, czy coś się właśnie skończyło, czy dopiero zaczęło.
Natalia obudziła się z poczuciem, że coś jest nie tak. W mieszkaniu dziadka panował spokój – zbyt idealny. Przetarła oczy i spojrzała na telefon. Brak zasięgu. Brak Wi-Fi. Brak... godziny?
Telefon pokazywał tylko: **– –:––**.
Zeszła po schodach. Dziadek siedział w kuchni i pił herbatę. Ale nie ruszał się. Herbata unosiła się lekko z jego filiżanki, jakby ktoś ją zamroził w ruchu. A on sam… był jak posąg.
Natalia wydała z siebie krótki, zdławiony dźwięk. Przypadła do dziadka – jego oczy były otwarte. Jakby patrzył na coś, co nadal trwało w świecie, który się zatrzymał.
Wyszła na ulicę.
Ludzie zamarli w różnych pozach. Kobieta z wózkiem, pies w pół-skoku, rowerzysta zawieszony nad zakrętem. Nawet wiatr – liście lewitowały bezwładnie nad chodnikiem.
Tylko ona mogła się poruszać.
I wtedy – coś poruszyło się w cieniu za nią. Szybki cień. Ktoś jeszcze chodził w tym zatrzymanym świecie.
Nie była sama.
***
Zaczęła zostawiać ślady – kredą na murach, pinezki na drzwiach, linijki tekstu z książek na ławkach. Próbowała dotrzeć do innych. Do tego *kogoś*.
Po trzech dniach (a może tylko minucie?) usłyszała stukot kroków w bibliotece. Ktoś przewrócił książkę.
Na grzbiecie było napisane tylko jedno słowo: **"Rozdział"**.
A pod spodem... cyfry.
Autor zakończenia: