Czy wiesz, że?

Zegar, który czuł


Zegar, który czuł
W sklepie z zegarami przy Brzozowej 5 nikt nigdy się nie spieszył. Tykanie było tu jak oddech domu: ciche, równomierne, kojące. Wystawa połyskiwała szkłem, mosiądzem i drewnem w kolorze miodu, a w środku pachniało żywicą i herbatą z lipy. Dziadek Iwo kucał przy ogromnym stojącym zegarze i polerował wahadło tak starannie, jakby gładził skrzydło ptaka. Nina oparła plecak o blat, zdjęła czapkę i spojrzała na telefon. Brak wiadomości. Od wczoraj telefon milczał i to milczenie było ciężkie jak kamień w kieszeni. Czuła w środku dziwny tłok emocji: gniew jak ostry guzik, który nie chce przejść przez pętelkę, i tęsknotę jak gumkę, która ciągnie włosy, kiedy trzeba związać kucyk. – Znowu zamyślona? – zagadnął dziadek, nie podnosząc wzroku. – Trochę – przyznała. – Dziś w szkole rozmawialiśmy o nazywaniu uczuć. Pani powiedziała, że jak nazwiesz, to robi się lżej. Tylko... nie wiem, jak nazwać wszystko naraz. Dziadek odłożył ściereczkę. – Uczucia rzadko stoją w kolejce. Czasem wchodzą drzwiami naraz i robi się ścisk. Zegarom też się to zdarza – pokazał na półkę, gdzie obok siebie tykały trzy małe budziki. – Widzisz? Każdy inny rytm, a jednak grają razem. Nina uśmiechnęła się słabo. Lubiła to miejsce. Lubiła też to, że dziadek potrafił mówić o zwykłych rzeczach tak, jakby były mapą do czegoś większego. Przesunęła palcami po tarczach, aż zatrzymała się przy czymś, czego wcześniej nie zauważyła. Na samym końcu sklepu, za rzędem zegarków na łańcuszkach, stał wysoki zegar z ciemnego drewna, trochę przykurzony, z napisem wybitym drobnymi literami: Serce Miasta. – Ten? – spytała szeptem. – Nie kojarzę go. Dziadek Iwo zmrużył oczy. – Stał u pana Sobeckiego na strychu, zanim go przyniósł. Mówił, że nie tyka, odkąd zmarła jego żona. – Wzruszył ramionami. – Czasem rzeczy mają swoje nastroje. Nina podeszła bliżej. Tarcza była szeroka, a zamiast zwykłych cyfr przy zewnętrznej krawędzi znajdowały się drobniutkie napisy jak na starym kompasie: spokój, radość, strach, złość, wstyd, duma, tęsknota, ulga, ciekawość, odwaga. Na środku tkwiła mała, okrągła szybka, za którą coś mieniło się ledwie zauważalnym światłem. – Mogę? – zapytała. – Niech spróbuje – uśmiechnął się dziadek, jakby zadowolony, że ktoś zwrócił uwagę na zapomnianego olbrzyma. – Tylko ostrożnie. Nina delikatnie dotknęła szkła. Zegar od razu odpowiedział jednym, bardzo cichym, ale wyraźnym tik. Potem drugim, dokładnie w rytmie jej serca. Poczuła, jak policzki robią się gorące. – To było… – zaczęła, ale zabrakło jej słów. – Wyczulony – podpowiedział dziadek. – Może reaguje na ciebie. – Ale jak? – Nina nachyliła się i odczytała słowa przy krawędzi. Chciała spróbować. – Strach – wyszeptała, niepewnie, jakby bała się urazić drewno. Wskazówka sekundowa drgnęła i zrobiła jeden maleńki krok. Zegar wydał dźwięk, który nie brzmiał jak zwykłe tykanie. Był bardziej miękki, jak stuk palcem w powierzchnię wody. – Złość – dodała ciszej. Tym razem zawibrował ciepłym, niski tonem, jakby z dna skrzyni. W środku mechanizmu coś syknęło i na moment rozbłysło mocniej. – Niech no ja zobaczę… – Dziadek uchylił front i zajrzał. – O, proszę. Tu jest panel – poruszył małą mosiężną klapką. Coś kliknęło i z bocznej ścianki wysunęła się wąska szufladka. W środku, na czerwonej wstążce, leżał niewielki klucz i karteczka. Nina chwyciła papier. Pismo było równe, drobne, bardzo staranne. „Gdy serce drży, nie uciekaj. Nazywaj. 20:12.” W sklepie nagle zrobiło się ciszej, jakby wszystkie zegary wzięły jednocześnie wdech. Nina zerknęła na telefon: była 19:20. Poczuła, że w brzuchu kręci się karuzela – nie z lęku, raczej z ciekawości zmieszanej z ostrożną nadzieją. – Nie pamiętam tej szufladki – przyznał dziadek, mrużąc oczy jeszcze bardziej. – Przysięgłbym, że tego tu nie było. – Mogę zabrać klucz? – zapytała Nina, czując ciepło metalu w palcach. Klucz miał kształt liścia, a na jego brzuszku wytłoczono inicjał N. – Na razie niech tu zostanie – zdecydował dziadek. – Muszę jeszcze iść do Tadzia na szachy. Zamknę sklep o ósmej. Jeśli chcecie z Kacprem posiedzieć do dwudziestej dziesiątej, dam wam zapasowy klucz. – Uśmiechnął się tajemniczo, ale Nina nie nazwała tego słowa. – Tylko niczego nie rozmontować. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi zadzwoniły, ktoś wszedł kupić pasek do zegarka, a potem dziadek wyszedł, zostawiając im herbatę w termosie i talerz z kruchymi ciasteczkami. Nina od razu wysłała wiadomość do Kacpra: „Przyjdź. Trwa coś dziwnego. Serio. Brzozowa 5.” Kacper zjawił się tak szybko, jakby mieszkał za rogiem, co było prawdą. Wbiegł zziajany, z włosami w nieładzie i kurtką zapiętą na jeden guzik. – Co tym razem? – rzucił, ale w jego głosie nie było drwiny. Znał Ninę i wiedział, że „dziwne” w jej wykonaniu nie znaczy „zmyślone”. – Patrz – pokazała zegar i karteczkę. – Reaguje na to, co mówię. Na uczucia. A o 20:12… nie wiem, co się stanie. Kacper przyłożył ucho do obudowy. – Słyszę jakby… dwa rytmy? Jeden wolniejszy, drugi szybszy. – Może mój i twój – powiedziała Nina i niespodziewanie zachichotała, choć nie była specjalnie wesoła. – Zobacz te słowa na krawędzi. – Spokój – przeczytał. – Może warto zacząć od tego. – Odchrząknął i powiedział wyraźnie: – Spokój. Zegar odpowiedział szklarą, dzwonkowatą nutą, cichą jak poranny deszcz. Wskazówka sekundowa sunęła gładko. W środku coś mrugnęło zimnym, niebieskim światłem. – A teraz… odwaga – dodała Nina, czując ukłucie w piersi, bo bała się, że odwaga to słowo, które przychodzi do niej za rzadko. Mechanizm westchnął. Nuta była jasna, jak słońce odbite w szybie. Na tarczy, tuż przy „odwadze”, wytłoczone literki jakby nabrały wyrazistości. – Ulałabym sobie herbaty – mruknął Kacper, ale zamiast sięgnąć po termos, nie mógł oderwać oczu od zegara. – To jest… no, inaczej. Czas płynął. Zegar nie przestawał reagować. Przy „tęsknocie” rozbrzmiał cichy, długo brzmiący ton, który Niny nie przeraził, tylko zawibrował w niej jak w strunie, którą ktoś szarpnął delikatnie. Przy „złości” w środku przetoczył się króciutki grzmot. Gdy Nina wypowiedziała „ulga”, wszystkie małe budziki wzdrygnęły się jednocześnie, jakby odsapnęły. – 20:09 – odczytał Kacper. – Jeszcze trzy minuty. I co? Czekamy? – Czekamy – potwierdziła. – Ale najpierw… – Spojrzała na słowo „ciekawość”. – Ciekawość. Wskazówka sekundy zakręciła się raz, zagrzechotała jak drobne koraliki i zatrzymała dokładnie na górze. W tym samym momencie w mosiężnej klapce, tej od szufladki, pojawiła się szczelina światła. Nina mimo woli ścisnęła w dłoni klucz. – 20:10 – powiedział Kacper, już szeptem. – To chyba zaraz. W sklepie zrobiło się ciemniej. Za oknem gasły latarnie, jakby ktoś posuwał się wzdłuż ulicy i wyłączał je po kolei. Tykanie, które wcześniej było tłem, teraz brzmiało jak orkiestra: jeden zegar wysoki jak skrzypce, drugi niski jak kontrabas, trzeci punkcikowaty jak trójkąt. Wszystko razem układało się w rytm, który serce Niny rozpoznawało jak swoje. – 20:11 – Kacper zaczął liczyć po cichu. – Pięćdziesiąt… pięćdziesiąt jeden… – Wiem, że się boisz – powiedziała nagle Nina, sama do siebie, choć nie była pewna, do kogo to mówi. – Ja też. – A potem dodała: – Odwaga. Gdy „odwaga” opuściła jej usta, coś zaszło. Wszystkie wskazówki w sklepie stanęły na ułamek sekundy. Powietrze zatrzymało się, jakby ktoś je zwinął w rulon. A potem – 20:12 – sekundowa wskazówka Serce Miasta szarpnęła wstecz. Zegar zawył czysto, długo, aż z tyłu, za półką z zegarkami kieszonkowymi, rozległ się zgrzyt. Płyta ze starego drewna, do tej pory równa jak ściana, odsunęła się na grubość palca. Z wnętrza popłynął strumień chłodnego powietrza, pachnącego nieznanym miejscem: naprzemiennie wilgotną ziemią i majowymi bzami. – Widzisz to? – Kacper zrobił krok w bok, żeby nie zasłaniać. – To chyba… – urwał, nie znajdując słowa. Nina skinęła. Klucz wciąż parzył ją w dłoń, jakby domagał się użycia. W szczelinie mignęło coś, co wyglądało jak schodek, i błysk jak od metalu. Z głębi dochodziło ciche, pulsujące brzmienie, zgodne z tą melodią, którą przed chwilą zagrały wszystkie zegary. – Jeśli to jest głuchy korytarz, pójdziemy razem – wydukał Kacper, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. – Tylko na chwilę – odpowiedziała Nina, choć żadne z nich nie wierzyło we „chwilę”. – Najpierw sprawdzę, czy klucz pasuje. Podeszła do otworu. Przy krawędzi, tuż nad zębem drewna, była mała okrągła dziurka w kształcie łezki. Liściasty kluczyk spoczął w jej palcach jak ptak, który zaraz poderwie się do lotu. Gdy przyłożyła go do zamka, pulsujące brzmienie z wnętrza przybrało na sile, a światło w szklanym oczku zegara rozświetliło tarczę jasnym, ciepłym blaskiem. Nina nabrała powietrza. – Spokój – wyszeptała, jakby chciała dać go sobie w prezencie na odwagę. I wtedy, w samej szczelinie, coś się poruszyło. Jak cień, który nie ma właściciela. – Nina… – Kacper wziął ją za łokieć. Ona nie odwróciła wzroku. Przycisnęła klucz, poczuła lekkie kliknięcie. Ściana drgnęła i uchyliła się szerzej, aż chłodne powietrze otuliło ich twarze. Cienka smuga światła przesunęła się po podłodze, trafiając prosto na jej zeszyt, z którego wysunęła się kartka z rysunkami ptaków-emocji. Zawirowała, jakby porwana przez niewidzialny podmuch, i zniknęła w szczelinie. – Hej! – wyrwało się Ninie, ale zamiast ruszyć, zastygła. Z ciemności dobiegł ich szept – ktoś powiedział jej imię. Powoli. Wyraźnie. Jakby znał je od zawsze.


Autor zakończenia:

Kategoria wiekowa: 8-12 lat
Data publikacji:
Przeczytano: 7
Zakończenia: Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?
Kategoria:
Dostępne w językach:

Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Tylko zalogowani bohaterowie mogą dopisać własne zakończenie tej historii...


Podziel się historią

Brak zakończenia? Pozwolisz, żeby tak zostało?


Write your own ending and share it with the world.  Co było dalej?

Każde zakończenie to nowy początek. Dopisz własne i podziel się nim ze światem.