Zegarmistrz spod dwunastego numeru

Kiedy padał deszcz, ulica Cisowa robiła się niemal pusta, jakby sam deszcz pilnował jej tajemnic. Maks, Lena i Kajetan nie mogli wytrzymać w domu podczas burzy. Zawsze ciągnęło ich tam, gdzie było zakazane lub po prostu dziwne. Tym razem ich kroki zaprowadziły ich pod numer dwanaście – stary, omszały warsztat zegarmistrza Bogusza.
Warsztat był miejscem, o którym wśród dzieciaków krążyły legendy: jedni mówili, że zegarmistrz potrafi zatrzymać czas; inni, że w środku ukrywa się coś, co nigdy nie powinno zobaczyć światła dziennego. Dorośli omijali warsztat szerokim łukiem. Z okna na piętrze wiecznie sączyło się blade światło, niezależnie od pory dnia.
"Chodźcie!" szepnęła Lena, popychając ciężkie, drewniane drzwi. Maks zerknął na zegarek – była dokładnie piętnasta trzynaście. Kajetan westchnął, robiąc krok do środka. Wewnątrz unosił się zapach kurzu, starego drewna i czegoś jeszcze – jakby lekkiego zapachu ozonu po burzy.
Pośród półek wypełnionych zegarami, wahadłami i trybikami, panowała cisza przerywana tylko tykaniem tysięcy godzin. Warsztat był większy niż się wydawał z zewnątrz. Każdy zegar wydawał się tykać w innym rytmie, jakby każdy miał własną historię.
Nagle, z głębi pomieszczenia, usłyszeli cichy chrzęst. Lena podniosła latarkę, której promień przesunął się po ścianie. Maks zauważył na podłodze ślady błota, wiodące do drzwi na tyłach warsztatu – drzwi, o których nigdy nie słyszeli, że istnieją.
Kiedy Kajetan wyciągnął rękę w stronę klamki, z wnętrza dało się słyszeć wyraźne, nienaturalnie głośne bicie jakiegoś zegara. Drzwi powoli ustąpiły pod jego dotykiem, a zza nich powiało zimnem.
W środku zobaczyli coś, czego żadne z nich nie umiało opisać słowami – na środku niewielkiego, półciemnego pomieszczenia stała ogromna, metalowa kula, opleciona pajęczyną przewodów i zębatek. Wokół niej zegary chodziły do tyłu.
"Co to jest...?" wyszeptała Lena, gdy nagle kula rozbłysła niebieskim światłem, a drzwi za nimi z trzaskiem się zatrzasnęły.
Autor zakończenia: