Błękitna Szczelina pod Starym Dębem

Wiki zawsze twierdziła, że park przy ulicy Dębowej skrywa więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Jej przyjaciel Kuba śmiał się z tych opowieści, ale w głębi duszy bardzo chciał, żeby były prawdziwe. Pewnego popołudnia, zaraz po lekcjach, Wiki wyciągnęła go pod Starego Dęba.
— Popatrz — powiedziała, wskazując na pień drzewa. — Widzisz to?
Między grubymi, spękanymi korzeniami jarzył się mdły, niebieski blask. Kuba zmarszczył brwi i przykucnął bliżej. Światło wirowało delikatnie, jakby ktoś roztrzepał na niebie zorze polarne i zamknął je w małym oknie ziemi. Zaintrygowany, wyciągnął rękę, ale Wiki szybko go powstrzymała.
— Zaczekaj. Najpierw musimy sprawdzić, czy to nie jakieś... niebezpieczne — szepnęła, rozglądając się nerwowo.
Nagle z cienia po drugiej stronie drzewa wyskoczył pies sąsiadów, Łatek, i z merdającym ogonem wskoczył prosto w błękitną poświatę. Zamiast odbić się od ziemi, zwierzak… zniknął! Wiki i Kuba zamarli. Usłyszeli cichutki szczek, jakby bardzo, bardzo daleko.
— Gdzie on się podział? — wysyczał Kuba, ale Wiki już podnosiła kamień, żeby poświecić sobie głębiej.
Zajrzała przez świetlistą szczelinę i oniemiała. Zamiast korzeni zobaczyła kolorowe łąki i dziwne drzewa o srebrnych liściach. Chmurki miały tam kształt ryb i lewitowały tuż nad trawą. Ktoś — albo coś — poruszyło się wśród tych niezwykłych krajobrazów. Z cienia wysunęła się postać przypominająca trochę człowieka, a trochę… sowę. Jej bursztynowe oczy spojrzały prosto w kierunku Wiki i Kuby, a wokół niej zakręcił się krąg iskrzącego światła.
— Chodźmy — szepnęła Wiki, chwytając Kubę za rękę.
Obydwoje wstrzymali oddech i ostrożnie przesunęli się bliżej portalu. Za ich plecami rozbrzmiał znowu daleki, nieco zniekształcony szczek Łatka, a postać po drugiej stronie powoli zaczęła się do nich zbliżać...
Autor zakończenia: