Tajemniczy Pokój numer 7

Leon uwielbiał biblioteki. Zapach starych książek i szelest przewracanych stron przyprawiał go o dreszcz ekscytacji. Tego lata miał wyjątkowego towarzysza – Zosię, swoją kuzynkę, która przyjechała do niego z daleka. Oboje spędzali całe dnie między półkami starej miejskiej biblioteki, odnajdując najdziwniejsze opowieści i rysując mapy do wymyślonych krain.
Pewnego wtorkowego popołudnia, gdy słońce przemykało przez kolorowe witraże czytelni, Leon zauważył coś dziwnego. Na końcu korytarza, gdzie nigdy wcześniej nie zaglądał, zobaczył wąskie, granatowe drzwi z mosiężną cyfrą "7". Co dziwniejsze, drzwi te nie pojawiały się na żadnej z map biblioteki, które przygotował.
– Zosia, patrz! – wyszeptał, pokazując na drzwi. Zosia podbiegła do niego, a jej oczy zabłysły z ciekawości.
– Myślisz, że wolno tu wchodzić? – zapytała.
Leon wzruszył ramionami. – Nie wiem, ale przecież biblioteki są po to, żeby szukać przygód.
Delikatnie przekręcili klamkę. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypieniem. Za nimi znajdował się niewielki, okrągły pokój wypełniony dziwnymi przedmiotami: globusami z lśniącymi morzami, skrzynią pełną piór ze skrzydeł nieznanych ptaków, zwisającymi z sufitu lampami, które świeciły się w barwach tęczy. Ściany pokrywały ruchome obrazy – drzewa, które kołysały się na wietrze, i góry z chmurami przesuwającymi się po szczytach.
Nagle od tyłu dobiegło ich ciche cykanie, jakby ktoś nakręcał wielki zegar. Zosia wzięła Leona za rękę. W sercu pokoju, na piedestale, leżała ogromna księga oprawiona w błękitny aksamit. Na jej okładce pojawił się napis, który zmieniał się za każdym razem, gdy mrugnęli.
– Powinniśmy ją otworzyć? – szepnęła Zosia.
Leon już wyciągał rękę do księgi, gdy rozległ się cichy szept, przecinający ciszę pokoju:
– Tylko ci, którzy wierzą w siłę wyobraźni, poznają sekrety Pokoju numer 7...
Zanim zdążyli cokolwiek zrobić, w pomieszczeniu zaczęło dziać się coś niesamowitego...
Autor zakończenia: