Zamieszanie w Szkole Czarodziejskich Kapeluszy

Szkoła Czarodziejskich Kapeluszy to nie była zwykła szkoła. Po pierwsze, zamiast dzwonka, lekcje zaczynały się głośnym kichaniem żółtej papugi dyrektora. Po drugie, każdemu uczniowi przydzielano niezwykły kapelusz – i to nie taki zwykły, bo każdy miał własny charakter, a czasem nawet humor gorszy niż poniedziałkowy budzik.
Basia uwielbiała swój kapelusz – zielony, w żółte grochy, z piórkiem, które samo się podkręcało, gdy ktoś mówił coś zabawnego. Kuba, jej najlepszy przyjaciel, nosił wysoki, niebieski cylinder, który codziennie zmieniał rozmiar. Czasami był tak wielki, że Kuba nie widział połowy świata, a innym razem tak malutki, że ledwie przykrywał mu ucho.
Pewnego poniedziałku, po bardzo zabawnej lekcji matemagii (w której liczby próbowały opuścić zeszyty przez okno), Basia i Kuba zauważyli coś nietypowego. Na korytarzu panował straszny harmider, a kapelusze skakały z głów na głowy, trzepotały, śpiewały arie operowe i śmiały się do łez. Nawet dyrektor Chochlik chodził z miną, jakby zamiast kawy wypił sok z cytryny. Okazało się, że zaginął kapelusz profesora Klapsa – najstarszy, najdziwniejszy i najbardziej humorzasty ze wszystkich.
"Bez tego kapelusza nie odbędzie się dzisiejszy Festiwal Śmiesznych Kapeluszy!" – rozpaczał profesor Klaps, kręcąc się w kółko z pustą głową.
Basia spojrzała na Kubę, a Kuba na Basię. Wiedzieli, że muszą wyruszyć na poszukiwania. Ale gdzie szukać kapelusza, który potrafi zamieniać się w balonik albo chować za zasłoną niewidzialności?
Nagle usłyszeli dziwne chrobotanie dochodzące zza drzwi starej szatni, z której – jak wiadomo – nikt nie korzysta, bo podobno mieszka tam duch bardzo obrażonej czapki.
Basia zrobiła pierwszy krok, a jej kapelusz zaszeleścił podekscytowany. Kuba ścisnął mocniej swój cylinder, który natychmiast urósł do rozmiarów wiadra. Otworzyli skrzypiące drzwi i... zobaczyli błysk światła oraz coś, czego zupełnie się nie spodziewali...
Autor zakończenia: