Zegar Babci Apolonii

Leon zawsze uwielbiał wakacje u babci Apolonii. Jej stary dom pachniał drożdżówką, a na strychu można było znaleźć prawdziwe skarby. Tego lata dołączyła do niego Lena, jego kuzynka, którą nazywał Leną-ciekawską. Babcia, uśmiechając się tajemniczo, powiedziała: "Nie zapomnijcie o moim zegarze! Kto wie, może jeszcze was zaskoczy."
Zegar wisiał w salonie od zawsze, dumnie tykając na ścianie pokrytej tapetą w róże. Był wielki, z rzeźbionymi drzwiczkami i złotymi cyframi. Kiedy tylko babcia poszła do kuchni, Lena szturchnęła Leona:
– Chodź, otworzymy go! Może schowała tam jakieś pierniki?
Leon nie był pewien, ale strach przed nadaremnym poszukiwaniem szybko przegrał z ciekawością. Otworzyli drzwiczki zegara i zobaczyli coś, czego się nie spodziewali. Wewnątrz błyszczały małe, kolorowe trybiki, a między nimi dało się dostrzec niewielką, migającą niebieskim światłem dźwignię.
– To... chyba tego nie było kiedyś – szepnęła Lena.
Leon, z sercem bijącym jak szalone, dotknął dźwigni. Wtedy cały pokój rozjaśnił się błękitną łuną, a dookoła rozległ się dziwny szum, jakby tykały setki zegarów jednocześnie. Zegar zaczął obracać się wokół nich. Nagle poczuli, jakby spadali, a świat dookoła nich wirował od kolorów i świateł.
Gdy wreszcie wszystko ucichło, otworzyli oczy. Stali w środku gęstego lasu, pełnego wielkich paproci, a nad ich głowami przeleciało coś, co wyglądało jak... pterodaktyl. Lena złapała Leona za rękę.
– Gdzie my jesteśmy?
W oddali rozległ się potężny ryk, ziemia lekko zadrżała. Leon spojrzał na zegar, który trzymał teraz w ręce jak zwykły budzik. Cyfry na tarczy przeskakiwały same. Przed nimi wśród liści zamigotało coś złotego i tajemniczego...
Autor zakończenia: