Złotokopyt i leśne zwiady

Noc w Uroczysku była ciemna i pełna szeptów. Kuba i Jagna ukryli się za starym dębem, zerkając ukradkiem na granicę puszczy. Ich wioska, Topolany, leżała tuż przy lesie, o którym starsi opowiadali niezwykłe historie – o rusałkach tańczących na mchu, o strzygach śpiewających pod księżycem i o Złotokopycie, jednorożcu ukrywającym się w najgęstszych ostępach.
Tego wieczoru rodzice dłużej zostali u cioci Dąbrowy, a dziadek pilnował kuchni. To była szansa, na którą dzieci czekały od miesięcy. Kuba, uzbrojony w latarkę i woreczek z pajdą chleba, szepnął:
– Idziemy teraz, zanim księżyc zajdzie za sosnami!
Jagna podążyła za bratem, ściskając w dłoni kawałek czerwonej włóczki – jeśli się zgubią, zostawi ślad.
Przez pierwsze chwile wszystko wydawało się ciche i nieco straszne. Tylko sowa zahuczała nad głowami. Gdy weszli głębiej, usłyszeli szelest pod liśćmi. Kuba zadrżał, lecz siostra objęła go za ramię:
– Może to tylko jeż. Albo... leśny duszek?
Nagle przed nimi rozbłysło coś złotego. Między paprociami przemknął cień – szybki i smukły. Jagna zatrzymała się, oniemiała z zachwytu.
– Widziałeś to? – wyszeptała. – To był on! Złotokopyt!
Zanim zdążyli naradzić się, co robić dalej, rozbrzmiał cichy śmiech, jakby dzwoneczki ukryte w porannej mgle. Drzewa zaczęły szeptać do siebie coraz głośniej. Kuba schylił się, by podejrzeć przez gąszcz, gdy coś niespodziewanie chwyciło go za rękę – czyjaś drobna dłoń, zimna jak strumień w środku zimy.
Serce Kuby zabiło mocniej. W cieniu paproci wyłoniła się postać o zielonych oczach i włosach poplątanych z liśćmi. Ruszała do nich powoli, z uśmiechem na ustach.
– Czekaliśmy na was, dzieci Topolan – powiedziała cicho, a wokół zapachniało miętą i dymem ogniska.
Kuba i Jagna stali jak zaczarowani. Wtedy rozległ się stukot złotych kopyt, a z mroku wyłonił się cień większy niż dąb przy karczmie. Co się teraz wydarzy? – pytali siebie w myślach. Ich przygoda w Uroczysku dopiero się zaczynała...
Autor zakończenia: